W efekcie ktoś taki jak ja, średnio zorientowany w rozkładzie komunikacji miejskiej potrzebował niemal godziny czasu na to by przejechać z jednego krańca miasta na drugi (nie biorę tu pod uwagę jednej linii warszawskiego Metra). Ten mały wstęp niech nam posłuży za porównanie.
Możemy bowiem pochwalić się, że w Krośnie jest dużo lepiej! Czas przejazdu samochodem osobowym przez miasto jest mimo wszystko nieco krótszy. Niech nam nie psuje humoru fakt, ze na mój czas przejazdu przez Warszawę złożyło się także oczekiwanie na przesiadki i to, że mimo wszystko jednak Krosno jest mniejszą miejscowością. Ale żarty na bok, sprawa jest poważna, bo wydaję się, że nikt nie panuje nad tym w jaki sposób prowadzone są prace w Krośnie i organizowane objazdy.
Tablice o objazdach umieszczone są w taki sposób, że praktycznie każdy może je odwrócić przez co stają się niewidoczne dla kierowców, lub wprowadzają w błąd. Niekiedy wcale nie trzeba złośliwości „młodzieży” by do tego doszło. Część tablic powieszona została za nisko (niezgodnie z przepisami) przez co każdy o wzroście około 170 cm lub wyższym ma szanse nabić sobie guza. Nic dziwnego, że niejeden przechodzień wpada na pomysł by taką nielegalną przeszkodę przesunąć. Jak widać objazdy uderzają również w pieszych i to nieraz bardzo dosłownie. Do ciekawego zdarzenia doszło niedawno na skrzyżowaniu ulic Krakowskiej i Piłsudskiego, gdzie rozkopano chodniki i po obu stronach ulicy umieszczono tabliczki „Przejście drugą stroną ulicy”.
Ulice, na których zakończono już prace ziemne przedstawiają rozpaczliwy obraz. Dziury i miejsca wykopów po prostu zasypuje się kamieniami, które nie zamierzają spokojnie leżeć na miejscu. Pod wpływem przejeżdżających pojazdów dosłownie rozchodzą się po okolicy. Wtedy nawet tam, gdzie pozostał asfalt pasażerowie czują się jak gdyby jechali po tarce. W pozostałych miejscach umykające kamienie (i zapadająca się ziemia) pozostawiają dziury, a nawet rowy w poprzek drogi (takie przeszkody zanotowano już np. na ulicach: Tkackiej, Kolejowej i Łukasiewicza).
Dodatkowym zagrożeniem są kamienie strzelające spod kół samochodów, które mogą zagrozić innym pojazdom lub pieszym. Widocznie jest jakiś poważny problem z tym, aby rozkopane ulice w miarę szybko doprowadzić do porządku. Wtedy można by poprowadzić nimi przyzwoite objazdy, ale widocznie nie ma takiej potrzeby. Można przecież spokojnie rozkopać klika równoległych ulic, a samochody i tak jakoś przejadą wąskim objazdem. Co prawda trwa to dłużej niż przejście pieszo, ale kto powiedział, że ulice i samochody są po to, żeby dotrzeć na miejsce szybciej niż na piechotę?
Są też dodatkowe atrakcje. Jak wiadomo w tym roku też była zima. Z tą katastrofą łączy się znaczne zniszczenie nawierzchni ulic, które próbują naprawić dzielni drogowcy. Zwykli to robić w godzinach największego natężenia ruchu, by każdy kierowca mógł zobaczyć i odczuć, że ktoś pracuje nad poprawą stanu dróg. Kierowcy jednak nie doceniają tego faktu i bardzo zgodnie twierdzą, że takie prace należałoby prowadzić w innym czasie: np. wieczorami, wcześnie rano lub nawet w nocy. Swoje sugestie argumentują tym, ze zajęcie jednego pasa jezdni (np. ul. Legionów czy Jana Pawła II) w godzinach szczytu jest przyczyną jeszcze większego zakorkowania miasta.
https://www.krosnocity.pl/index.php/aktualnosci/fakty/krosno/item/1025-chaos-drogowy.html#sigFreeIdf20dad19e6
Problemów jest o wiele więcej, jak np. ograniczenia widoczności gdy nadjeżdżające samochody zasłonięte są przez ciężki sprzęt i widać je dopiero w odległości 2-5 metrów od skrzyżowania. Na szczęście jeszcze nic złego z tego powodu się nie stało. Innym utrudnieniem jest brak przemalowania znaków poziomych w miejscach przewężeń jezdni. Uwaga, bo niektórzy z kierowców z przyzwyczajenia się do nich stosują!
Zapewne kierowcy i piesi poruszający się po Krośnie dostrzegli więcej „ciekawostek”. Zapraszam, piszcie do nas i podzielcie się swoimi spostrzeżeniami.
Foto: Piotr Dymiński