Wypowiedzi części samorządowców na temat ogrzewania dla krośnieńskiej "kociarni" wywołały burzliwe reakcje (o dyskusji na sesji informowaliśmy tutaj: Krosno: za dużo pieniędzy na "kociarnię"?).
Inwestowanie w "kociarnię" wzbudziło kontrowersje głównie wśród samorządowców z dzielnicy "Białobrzegi".
Obrońcy zwierząt przypominają jednak, że obowiązek opieki nad bezdomnymi zwierzętami nakłada na samorządu ustawa o ochronie zwierząt, a działania takich organizacji jak krośnieński Inspektorat "Animals" oznaczają oszczędności, a nie koszty.
W krośnieńskiej "kociarni" dyżurują wolontariusze, poświęcając wolny czas opiekują się bezdomnymi kotami, szukają dla nich nowych domów. Prowadzą również akcje przyczyniające się do zapewnienia zwierzętom karmy i opieki weterynaryjnej. Jednym z takich wydarzeń był "Games room w "Kawce" pod patronatem KrosnoCity.pl (zobacz: Gry o zwierzakach i dla zwierzaków. Event charytatywny 10 listopada w "Kawce"!).
Ile zaoszczędziło Krosno na pomocy wolontariuszy? Trudno to oszacować, ale zdaniem "Animalsów" to nawet ponad 137 tysięcy złotych.
- Tyle w ubiegłym roku zapłaciłoby miasto Krosno za przyjęcie do schroniska 250 bezdomnych kotów, tyle kotów trafiło pod naszą opiekę w 2016 r - informują inspektorki OTOZ "Animals".
Podają przy tym dane z cennika schroniska, z którym umowę mają inne gminy: 6 500 złotych - roczny abonament zapewniający miejsce w schronisku. 550 złotych - za przyjęcie jednego kota i 180 złotych za dojazd po zwierzę. Tych kosztów udało się uniknąć dzięki wolontariuszom i aktywnemu szukaniu nowych domów dla zwierząt.
- 7,5 tysiąca złotych na ogrzewanie, to nic w porównaniu z tym ile miasto musiałoby wydać rocznie podpisując umowę ze schroniskiem na przyjmowanie bezdomnych kotów - dodają.
- Niestety, są też ludzie dla których kociarnia od samego początku "stoi ością w gardle". Niektórzy nie mogą pogodzić się z tym, że urząd miasta przekazał dom dla kotów. Wielu osobom zaczęło przeszkadzać, że w zapuszczonym i zagrzybionym budynku z przeciekającym dachem, w którym wcześniej urzędowali amatorzy mocnych trunków zamieszkały koty, a teren wokół został uporządkowany - komentują wolontariuszki. Dodają też, że gdyby koty nie trafiły do "kociarni", to nadal by się mnożyły na terenie miasta, brudziły na strychach, piwnicach i garażach mieszkańców.
pd