30 listopada mija termin wypowiedzeń, jakie złożyło 118 lekarzy. Nie zgadzają się oni na sposób zarządzania placówką przez dyrektora Mariusza Kocója. Jeżeli nie dojdzie do porozumienia, zgodnie z obowiązującym prawem szpital trzeba będzie zamknąć na trzy miesiące.
Zdaniem Elżbiety Łukacijewskiej po zawieszeniu działalności szpitala na taki czas może dojść do jego likwidacji. Szpital zerwie bowiem kontrakt z NFZ, a jego odnowienie jest obwarowane przepisami, których szpital nie będzie mógł spełnić. W konsekwencji może się okazać, że wygaszenie pracy oddziałów szpitala jest przygotowaniem do "dzikiej prywatyzacji". Europosłanka, uważa, że jedynym sposobem na zakończenie konfliktu byłaby dymisja dyrektora.
"Po jednej stronie konfliktu mamy lekarzy specjalistów, szpital o bardzo dużej renomie oraz 200 tys. mieszkańców, a po drugiej mamy dyrektora. Ja gdybym była dyrektorem, który zmienia już trzecią placówkę, gdzie z każdej z nich wychodził w niesławie, nie wahałabym się zrezygnować." – przekonywała europosłanka.
Szefowa Podkarpackiej Platformy twierdzi, że decyzji o zawieszeniu oddziałów nie podejmie wojewoda, bo będzie on po prostu zmuszony do tego decyzją sejmiku wojewódzkiego.
"Z mocy ustawy wojewoda nie będzie mógł podjąć innej decyzji. Rozwiązuje się kontrakt, pracownicy czyli biały personel, pracownicy techniczni i gospodarczy dalej pracują. Czyli mamy taką sytuację, że szpital nie otrzymuję żadnych środków, bo kontrakt jest rozwiązany, opłaca pracowników, koszty opałów, wody, energii i wszystkie koszty pośrednie, i od 2010 roku musi spłacać kredyt, na który nie ma pieniędzy. Przypuszczam, że na koniec roku pod drzwiami dyrektora spotkają się wszyscy wierzyciele, którzy będą chcieli od razu odzyskać swoje należności. Jest to sytuacja zmierzająca do ostatecznego wygaszenia szpitala w Krośnie i doprowadzenia do tego, że już nigdy nie będzie on w tym stanie, w jakim jest dzisiaj."
Łukacijewska podkreśla, że jeśli dyrektor złoży dymisję ,to lekarze wrócą do pracy i wszystko wróci do normy.
"To jest jedyny warunek, lekarze przyjmują wszystkie inne kryteria. Oni nie domagają się wynagrodzeń, nie chcą likwidacji monitoringu godzin pracy, oni chcą w spokoju i bez stresu pracować dla pacjentów. Ci lekarze żyją w permanentnym stresie - słyszałam również, że po odwiedzeniu dyrektora w gabinecie nie jeden przychodził ze łzami w oczach. To nie jest normalna sytuacja, to zakrawa na mobbing, a pracownik, który jest źle traktowany nie jest najlepszym pracownikiem. Pamiętajmy, że to są ludzie, którzy odpowiadają za zdrowie i życie pacjentów. - dodaje liderka PO na Podkarpaciu.
Arkadiusz Opoń
Foto: Piotr Bogacz