W miarę napływania wyników z poszczegolnych obwodów ten wynik się zmieniał. Przez krótki czas w wyścigu prowadził Jarosław Kaczyński. Jednak po podliczeniu głosów z 95% obwodów to Bronisław Komorowski utrzymuje około 5 punktową przewagę.
Wyniki w Krośnie i powiecie
Wyniki wyborów w powiecie krośnieńskim są podobne jak w całym województwie. W naszym powiecie Kaczyński wygrał przewagą 66,78% do 33,22%, a w województwie 65,77% do 34,23%. W samym Krośnie był niemal remis, chociaż wygrał Kaczyński, to jednak niewielka przewagą, zaledwie 117 głosów. Jest to wynik zbliżony do innych większych miast w województwie bowiem w Rzeszowie, Tarnobrzegu i Sanoku wygrał Komorowski.
Wygrał ale przegrał?
Trudno mówić o wygranej Bronisława Komorowskiego. Do wyborów przystępował jako niekwestionowany lider z ogromną przewagą. Wyglądało, że jest to kandydat bezkonkurencyjny. Na dodatek mógł liczyć na szerokie wsparcie rozmaitych autorytetów, w tym wybitnych postaci świata kultury i sportu. Andrzejowi Wajdzie, członkowi komitetu honorowego Komorowskiego powiedziało się nawet, że „wspiera nas TVN i druga prywatna telewizja”. Bronisław Komorowski jak się okazało mógł liczyć również na solidne wsparcie rządu. Miał też okazję zaprezentowania próbki swojej prezydentury jako pełniący obowiązki prezydenta. Wszystko to wróżyło pewną wygraną. Tymczasem losy kampanii potoczyły się w ten sposób, że do ostatniej chwili wynik nie był pewny. Przewaga stopniała, a Jarosław Kaczyński okazał się groźnym przeciwnikiem w wyścigu do fotela prezydenckiego.
Kampania toczona w cieniu tragedii smoleńskiej oraz w walki z powodzią sprawiła, że wyborcy podzielili się na dwie niemal równe grupy.
Skąd ten wynik?
Kampania Jarosława Kaczyńskiego była dużo lepsza. To oczywiste, gdyby Bronisław Komorowski przy wszystkich swoich atutach prowadził dobrą kampanie to zostałby prezydentem już w pierwszej turze, albo pokonałby konkurenta miażdżącą przewagą w drugiej turze (np. 65 % do 35 %).
1. Niewielkie różnice
Po pierwsze powiedzmy sobie szczerze, że PO i PiS wcale tak bardzo się nie różnią. Są to ugrupowania o podobnym rodowodzie, ich czołowi politycy wywodzą się często z tych samych partii i organizacji. Nie tak dawno mówiono nawet o tworzeniu „POPiS-owej” koalicji tyle, że wtedy premier miał być z Krakowa, a prezydent z Gdańska, a niejeden wyborca myślał na zasadzie: „PiS to bezkompromisowa walka z przestępcami i aferzystami, za to PO ma lepsze pomysły na gospodarkę, z koalicji może wreszcie wyjść cos dobrego”. Jak wiemy nic z tego nie wyszło. Jednak nikogo już nie zaskakują „partyjne transfery” nawet czołowych postaci. Czy Radek Sikorski zmienił poglądy zmieniając partię na PO? Czy swoje poglądy zmieniła Zyta Gilowska przechodząc do PiS? Raczej nie. Tymczasem Sikorski jest ministrem spraw zagranicznych Tuska, miał nawet szanse zostać kandydatem PO na prezydenta, a Gilowska w rządach PiS była ministrem finansów. Skoro tak, to żadna tajemnica nie jest, że znaczna część elektoratu tych partii może zagłosować raz na PiS, a raz na PO. Eksponowanie różnic programowych ma raczej cele wizerunkowe, wykazanie czasem na siłę, kto jest bardziej za wolnością, a kto za solidarnością.
2. Bronek vs Jarek
Pierwszy zgrzyt w kampanii Komorowskiego to „Głosuj na Bronka”. Z jednej strony próba budowania wizerunku poważnego, statecznego kandydata, głowy licznej rodziny, człowieka odpowiedzialnego itp, a z drugiej "Bronek", jak by to nie były wybory na najważniejszy urząd w państwie tylko kłótnia dzieci w piaskownicy. Do tego poziomu sprawnie dostosował się sztab „Jarka” ze swoim hasłem: „Przebrała się miarka, głosuje na Jarka” i nie sposób odmówić temu zabiegowi skuteczności.
3. Marsjanie atakują?
„Zgoda buduje” – główne hasło kampanii Komorowskiego nie współgrało zbyt dobrze z ciągłymi atakami prowadzonymi przez jego sztab i zaplecze polityczne. Ciągle wytykano przeciwnikowi, że jest kłótliwy, mały, ma kota itd., aż po niezbyt zabawny żart, że trzeba go zastrzelić i wypatroszyć. Nie wiem czemu, ale kojarzyło mi się to ze scenami z „Marsjanie atakują” Tima Burtona, gdzie zarozumiali i agresywni napastnicy niszczą wszystko wkoło, a jednocześnie ciągną ze sobą „elektronicznego tłumacza”, który stale powtarza: „przybywamy w pokoju”. Komorowski powtarzający wszędzie „Zgoda buduje” na tle całej kampanii wyglądał trochę jak to marsjańskie urządzenie, szczególnie, że Kaczyński prowadził o wiele spokojniejszą kampanię.
4. Smoleńsk 2010
Wpływu katastrofy na kampanię nie dało się uniknąć. W sytuacji, gdy teren miał być zabezpieczony i przeszukany dokładnie wątpliwości budziły relacje świadków o tym, że na miejscu są wciąż znajdowane rzeczy osobiste ofiar. W chwili pojawienia się informacji o kradzieży i wykorzystaniu kart bankomatowych ofiar już nie sposób było utrzymywać, że wszystko na miejscu przebiegało prawidłowo. W tych okolicznościach zaufanie jakim polski rząd obdarzył stronę rosyjską działało na niekorzyść PO i jej kandydata.
5. Prawy do lewego
Ostatnie dwa tygodnie upłynęły pod znakiem przyjaznych uśmiechów do elektoratu lewicy. Kampania zrobiła się nerwowa i chaotyczna, bo każde zbliżenie do SLD któregoś z kandydatów mogło powodować nie tylko pozyskanie wyborców, ale straty wśród elektoratu o poglądach „pomiędzy PiS i PO”. Tu znowu było więcej błędów sztabu Komorowskiego. W telewizyjnej debacie Kaczyński powiedział, że jego zdaniem Polacy doskonale przygotowani są do kapitalizmu, a za pewnego rodzaju wzorzec ustawy o działaności gospodarczej wskazał bardzo liberalną ustawę ministra Wilczka chociaż samo słowo „liberalna” nie padło, a w innych wypowiedziach Kaczynskiego było obrzydzane (błąd Kaczynskiego, mógł po prostu nie używać w ogóle tego słowa, skoro uśmiechał się do bardziej liberalnych wyborców).
Jednak na dobrą sprawę PO nie była w stanie skrytykować tych poglądów gospodarczych, za to dzień później praktycznie przyznała na konferencji prasowej, że są to dobre pomysły. Krytykę skupiono na twierdzeniu, że Kaczyński robi to wyłącznie pod kampanię i wcale nie myśli tak wolnorynkowo jak mówi. Tyle, że już od kilku dni politycy lewicy (polecam blog Olejniczaka!) udowadniali w dość przekonujący sposób, że trzeba głosować na Komorowskiego, bo Kaczyński jest jeszcze bardziej liberalny, a wskazanie Zyty Gilowskiej jako doradcy ekonomicznego też coś znaczy. Na koniec kampanii Kaczyński przyprawił o zawrót głowy niejednego swojego wyborcę chwaląc Edwarda Gierka, jednak i to sprowokowało błąd po stronie PO. Politycy PO atakując wypowiedź Kaczyńskiego zaczęli krytykować czasy komunizmu, a Radosław Sikorski z rozpędu przypomniał, że i popierający Komorowskiego gen. Jaruzelski ma niejedno na sumieniu inaczej z czego miałby go Kaczyński rozgrzeszać? Coś takiego dosłownie w przeddzień wyborów, w których zabiega się o głosy lewicy? To przecież jakiś wielbłąd. Lepiej było udawać, że się wypowiedzi Kaczyńskiego nie słyszało, komentatorzy, dziennikarze, satyrycy i tak zrobiliby swoje.
A jednak wygrał!
O ostatecznym wyniku zadecydowała niewielka różnica. Co przeważyło? Piosenka promowana przez posła Palikota, a bardzo trafnie wymierzona w elektorat Grzegorza Napieralskiego? Zaangażowanie w kampanię rządu np. poprzez listy do służb mundurowych?
Teraz PO będzie miała praktycznie rok czasu, ze swoim rządem i swoim prezydentem. Musi przekonać wyborców, że było warto powierzyć jej taką władze, inaczej w wyborach parlamentarnych może ponieść porażkę.
Piotr Dymiński
Foto: Mateusz Głód