Zdaniem prokuratury 25-latek nie zachował szczególnej ostrożności i nieprawidłowo prowadził obserwację obszaru przed pojazdem. Przekroczył dozwoloną prędkość, którą oszacowano na od 76 do 78 kilometrów na godzinę, w miejscu, gdzie dozwolona jest prędkość 50 km/godz. Samochód prowadził w sposób brawurowy, hamował i gwałtownie przyspieszał, wprowadzał auto w kontrolowane poślizgi.
W efekcie kierowca potrącił na oznakowanym przejściu dla pieszych prawidłowo przechodzącego mężczyznę. Poszkodowany 81-latek doznał bardzo rozległych obrażeń ciała, w tym skutkujących wstrząsem krwotocznym. Mężczyzna zmarł w karetce podczas transportu do szpitala.
Fot. Piotr Dymiński
Oskarżony przyznał się częściowo do winy. Nie przyznaje się do prędkości, jaka zarzuca mu prokuratura, ani do wprowadzania auta w "poślizgi". Przed sądem skorzystał z prawa do odmowy odpowiedzi na pytania. Podtrzymał wcześniej złożone wyjaśnienia, które były odczytane podczas rozprawy.
25-latek przeprosił rodzinę zabitego pieszego. - Nie miałem zamiaru, żeby coś takiego miało miejsce. Dla mnie to też jest przeżycie - oskarżony wyrażał skruchę, powiedział też, że wysłał do rodziny list. Podkreślał, że wypadek jest dla niego ogromna traumą.
25-latek w wyjaśnieniach stwierdził, ze swoją prędkość przed wypadkiem ocenia na 60 km/godzinę, jadąc spokojnie na trzecim biegu. Podkreślił, ze jego samochód nie nadaje się do "driftów". Dodał, że głośny wydech auta mógł powodować u świadków złudzenie, że auto jedzie szybciej. Dodał, że feralnego dnia wracał z pogrzebu kolegi, mógł być zamyślony.
Przypomina sobie, że chyba widział kolegę jadącego z przeciwnego kierunku, którego pozdrowił uniesieniem ręki. Widział też kobietę przechodzącą przez jezdnię na przejściu dla pieszych, i na niej skupił swoja uwagę. Twierdzi, że nie zauważył mężczyzny.
- W pierwszej chwili nie wiedziałem co się stało. Poczułem uderzenie i chyba odruchowo zacząłem hamować. Zobaczyłem, że mam rozbitą szybę, a przy chodniku leży mężczyzna - odczytano z wyjaśnień złożonych dzień po wypadku. Oskarżony mówił też, że pierwszej pomocy poszkodowanemu zaczął udzielać jakiś mężczyzna, który poinformował, że jest ratownikiem medycznym.
Co powiedział ratownik?
Jako świadek przesłuchiwany był ratownik medyczny, który na miejscu znalazł się przypadkiem. - Szedłem odebrać dziecko ze szkoły - zeznał.
Usłyszał uderzenie i podbiegł na miejsce wypadku. Samego momentu potracenia nie widział, bo od jego strony przejście było zasłonięte przez żywopłot.
Na miejscu zaczął udzielać pierwszej pomocy, nie pamiętał czy rozmawiał z kierowcą, ani nawet po kilku miesiącach nie potrafi sobie przypomnieć, kto prowadził auto. Pamięta, jednak, że zwrócił uwagę na duża prędkość i brawurowy styl jazdy, gdy auto mijało go na chwilę przed wypadkiem. - Widać było, że tył auta odchyla się na prawo i lewo - zeznawał. Samą prędkość oszacował na około 100 km na godzinę.
Ratownik oszacował poważne obrażenia u poszkodowanego mężczyzny. Przejął też telefon od osoby, która wzywała pogotowie.
Odpowiadając na pytania prokuratora stwierdził, że przypadki szybkiej, brawurowej jazdy są częste na tej ulicy.
Do sprawy powrócimy...