Dziwne jest też to, że ugrupowania lewicowe, pomiędzy sobą także nie mogą wypracować wspólnego celu ani wybrać konkretnego lidera. Efekt? Nagłaśniane są w mediach najbardziej skrajne ideologicznie odłamy. Czy większość wyborców o lewicowych poglądach nie ma powodów do zdenerwowania gdy widzi i słyszy, że zażarci zwolennicy walki z Kościołem i preferujący jakieś grupy "kochających inaczej nieszczęśników", zaczynają medialnie dominować i wieść prym na lewicy.
Jest takie stare powiedzenie "ryba psuje się od głowy", a dowodem tego jest to co się dzieje w naszej klasie politycznej na górze. Czy aby ta nasza głowa polityczna, czyli całe te sztaby i mateczniki partyjne w Warszawie nie cuchną już jakimś dziwnym fetorem?
Przeglądając informacje medialne, widać jak na dłoni jaka jest dzisiejsza polityka. Jaki mamy poziom polskiego parlamentarzysty? Pamiętam jak pod koniec 2006 roku, wielu dziennikarzy pisało że polska polityka osiągnęła dno. Dziś prawie po trzech latach od tamtych wydarzeń, gdy nie ma już pań i panów co to do Sejmu swoje mikrofony i głośniki wtaszczyli, zastanawiam się czy coś zmieniło się na lepsze.
Wniosek jest dość smutny, bo chyba się nie polepszyło, a w polityce nie chodzi już o wizję państwa, ale o zwykłe lansowanie własnej osoby. Winę za to ponoszą również media, które promują głupotę. Politycy się po prostu "skundlili". Brakuje wizjonerów, którzy mieliby pomysł na uzdrowienie naszego państwa, cierpiącego przecież na dwie poważne choroby - polityczno-biznesowe układy towarzyskie, wyrośnięte z poprzedniej epoki i ogromnie przerośnięta biurokracja.
Obecny premier w lansowaniu swojej osoby chyba chce osiągnąć mistrzostwo świata. Nie jest też żadnym odkryciem, że tutaj na prowincji rok przed wyborami do samorządów, metoda lansowania przyszłych, kandydatów na ważne funkcje samorządowe wzorem "magików " od wizerunku z Warszawy jest także stosowana. Wystarczy żeby średnio rozgarnięty obserwator lokalnej sceny politycznej prześledził lokalne media, a zobaczy, że pewne wydarzenia jakoś dziwnie pokrywają się z jaskrawym ukazywaniem pewnych osób i grupowań. Czy jest to coś czego nie wolno robić?
Na pewno nie, bo w demokracji takie techniki są stosowane. Lecz dobrze jest też wiedzieć, że pewnych granic uprawiania propagandy politycznej nie można przekraczać.
Przesłodzonej herbaty nie da się wypić i trzeba ją wylać do kanału. Podobnie jak przesolony i przepieprzony rosołek też jest nie do skonsumowania. Więc nie przesadzajcie Państwo już na starcie z tym lansowaniem metodą przesładzania wszelkich osiągnięć swoich potencjalnych kandydatów. Inni natomiast nie przesalajcie i nie przypieprzajcie krytykując wszystko i wszystkich.
Doświadczenie ostatnich dwudziestu lat tej naszej może i marnej demokracji pokazało że pewne chwyty już przerabiano. Zwykli normalni wyborcy całe te zabiegi i tak wyczują. Część z nich widząc nadmiar wazeliny, cukru, soli lub pieprzu całkowicie rezygnuje z prawa wyborczego twierdząc ze to wszystko wielka ściema.
Natomiast inni mając pełny mętlik informacyjny, głosuje na chybił trafił. Czy oto chodzi i czy to jest dobre dla nas wszystkich jako społeczności lokalnej? Na to pytanie odpowiedzcie sobie Państwo sami. Na wyciąganie wniosków i obserwację wszyscy mamy jeszcze rok.
Kazimierz Olender