Nasze Stare Miasto, które uległo mniej lub bardziej destrukcyjnej sile czasu, przez nas - architektów zostało mocno zniszczone wizualnie i totalnie wtopione w całość, przez co straciło swój eksponowany wygląd sprzed wieków. Przetrwało jednak i utrzymało swą odrębność i to Coś, co niektórzy lubią nazywać po łacinie genius loci. Co się dzieje w dzielnicach pośrednich, jak one niegdyś wyglądały? Mój wcześniejszy artykuł jest zapowiedzią działania, które chciałbym na własną rękę podjąć – mam nadzieję, że nie będę przy tym sam, a Wy włączycie się do tego dziwacznego wywoływania duchów przeszłości.
Wracając do zasadniczego wątku, chciałbym dziś opowiedzieć Wam o jednym z domów w tej pośredniej dzielnicy, o „Aptece Piastowskiej” przy ulicy Lewakowskiego, jako o jednym z niepozornych budynków, na które pewnie nie zwracacie uwagi, a który tworzy klimat tych ciekawych zakątków naszego miasta. Pewnie jest więcej ciekawszych budynków, ale czy kryje się w nich równie wielka pasja, jak w tym zwyczajnym domku, czy można o nich tyle napisać?
Zanim zmienił się w aptekę, przechodził różne koleje losu, a ostatnimi czasy już tylko przeszkadzał - jako coś, co warto tylko sprzedać lub wyburzyć, by na jego miejscu postawić nowy, bezosobowy i na wskroś nowoczesny i niekoniecznie ładny dom.
Jak wielu z nas wiedziało, że dom przy Lewakowskiego 35 ma już prawie 160 lat?
Kto wiedział, że jest to pamiątka po dniach rozkwitu podkarpackiej Galicji, związanej z odkryciem możliwości wykorzystania przemysłowego ropy naftowej? Kto pamięta dziś o firmie Fabryka Maszyn i Urządzeń Wiertniczych w Gliniku Mariampolskim Bergheim Mac Garvey (zapraszam do przeczytania ciekawego artykułu o tej firmie, która o mały włos nie stworzyła w naszym regionie fabryki interesujących samochodów. Informacje znajdziecie pod adresem: www.magazynprzemyslowy.com/popracy_766.html).
Według pani Haliny Wojnar w 1887 roku pewien Kanadyjczyk, William Henry MacGarvey, zakupił dom i przebudował na własne potrzeby, ozdabiając go wieloma wartymi zobaczenia szczegółami i ozdobami, które do dziś kryją się w jego wnętrzu. Coś ciekawego znajdą tam miłośnicy piecy kaflowych - proszę zwrócić uwagę na zielony piec w aptece rodem z krakowskiej, słynnej niegdyś firmy Maurycego Barucha, równie ciekawej postaci jak jego produkty. Posłużę się cytatem:
Kim był? Na to pytanie odpowiedział mi Internet, bo ani Encyklopedia Krakowa ani Polski Słownik Biograficzny nie chciały. Maurycy Baruch żył w latach 1801-1874 i był potomkiem nadwornego faktora króla Augusta III. Jako przemysłowiec początkowo zajmował się spławem soli do Królestwa Polskiego, po roku 1848 został właścicielem pierwszego w Krakowie młyna parowego. Jako zaś spiskowiec pod pretekstem interesów handlowych poruszał się dość swobodnie po terenie zaboru rosyjskiego i jako łącznik dowództwa powstania 1830/31 docierał do obozów wojsk polskich. Po upadku powstania finansował wyjazd uchodźców, emigrujących z Krakowa. W późniejszych latach był działaczem utworzonego w roku 1833 Węglarstwa Polskiego, konspiracyjnej organizacji antyaustriackiej oraz żołnierzem rewolucji roku 1846 i 1848. Proszę jaka świetlana postać!
Prócz pieców, jest tam jeszcze coś ciekawszego - mianowicie ślad po tym, że niegdyś nie tylko obrazy zdobiły ściany, że płaszczyzna ścian to pole do popisu dla grafików i artystów malarzy, nie tylko tych, którzy tworzą w ramach, ale także tych, których ramy nie ograniczają. Żal, że pozostały tylko ślady i jeszcze większy żal, że po cechu wspominanych artystów malarzy już tylko wspomnienia i niezbyt liczne ślady pozostały w domach, a o ich świetności najlepiej dziś przekonać się w zabytkowych świątyniach.
Kolejnymi właścicielami domu wg internetowych źródeł byli doktor Przysłupski, o którym w sieci nic nie znalazłem, oraz panowie Brauzais i Zajączkowski – o ile na temat pierwszego nic nie znalazłem, nie mając przy tym pewności co do prawidłowości tego nazwiska, drugie nazwisko łączy się z wydawcą pocztówek z początku XX wieku i być może są to postacie tożsame.
Kolejną postacią, która zajęła miejsce w Polskiej Historii, związaną z tym skromnym domem był Zdzisław Truskolaski (nota biograficzna pod adresem: http://www.ztruskolaski.pl/), nie jako właściciel, ale ze wspomnień wynika, że częsty gość jego progów.
Jak na 160 lat to dużo i mało, dużo jak dla tak niepozornej budowli, a mało, bo jestem pewien, że w toku burzliwej historii, progi tego domu odwiedzały różne osoby, których działania kształtowały rzeczywistość i wygląd dzisiejszego Krosna.
Ten artykuł jest również prośbą o nadsyłanie informacji i pamiątek, związanych z budynkiem, w którym mieści się obecnie „Apteka Piastowska”. Mam nadzieję, że stanie się on pierwszym z cyklu poświęconego krośnieńskim zabytkom.
Na koniec chciałbym poświęcić jeszcze kilka słów pani Halinie Wojnar, która jest dzisiejszą właścicielką domu. Jestem pod wrażeniem siły woli i cierpliwości, jak była potrzebna do zrealizowania prac przy tym budynku. W mojej pracy architekta spotykam się na co dzień z wyzwaniami, które przerastają wielu z nas.
https://www.krosnocity.pl/index.php/kiosk/item/2218-zabytki-malo-znane-apteka-piastowska.html#sigFreeIdadf329ff69
O wiele prościej jest usunąć stary obiekt, niż podjąć wysiłek jego gruntownego i starannego remontu, łatwiej jest udokumentować ślady starej polichromii, a następnie wykończyć pomieszczenie w sposób tani i estetyczny, niż zadać sobie trud odnalezienia specjalistów, którzy artefaktom przywróciliby dawną świetność. Oby ten przypadek nie był tylko „jedną jaskółką”, która wiosny wg przysłowia nie czyni.
Marek Gransicki
Foto: archiwum , Łukasz Jaracz