Bo ani pogoda na zewnątrz nie wpływa zachęcająco do działania i radości, ani moment, w którym znaleźliśmy się my – kochani studenci. Bo tak naprawdę nie ważne czy zaoczni, czy dzienni – jedziemy na tym samym wózku. A nasz wózek zbliżył się niebezpiecznie do egzaminów.
Niektórzy szczęśliwcy, do których pozwolę sobie siebie samą zaliczyć, są już po zaliczeniach i przed nimi jest tylko jeden egzamin bądź tylko wyczekiwanie na upragnione trzy literki w indeksie. Co z tymi, którzy z różnych przyczyn do szczęśliwców zaliczyć się nie mogą? Otóż oni są biedni. Zmizernieli, wychudli, głos przez słuchawkę drży, już nie wspominając o tym, że nawet wirtualnie udzielać się przestali lub znacznie zmniejszyli swą działalność.
Jestem szczęściarą ale bez przesady - czeka mnie jeszcze jeden egzamin i mówiąc szczerze jeszcze nie zbliżyłam się do notatek. Ciągle miałam zrobić to już jutro i zawsze myślałam „a to dopiero w lutym”. Aż tu wczoraj usłyszałam od mojej przyjaciółki, że luty jest już w poniedziałek. I strach zaglądnął mi w oczy… Można powiedzieć wlepił swoje przerażające ślepia w moje małe, niewinne studenckie oczka – i nie odpuszcza. Ale przecież jutro też jest dzień…
A Ci, którzy jeszcze, lub już nie należą do braci studenckiej niechaj się nie cieszą – bo przecież każdego coś czeka. A to egzamin dojrzałości, albo gimnazjalny lub kontrola w pracy.
Ktoś wpoił mi do głowy myśl taką, iż kontrolowanie być powinno radością dla kontrolowanego, bo może wyciągnąć wnioski oraz pochwalić się tym co osiągnął. Więc mam nadzieje, że konsekwencji wyciągać przykrych nie będziemy i same sukcesy ogłoszone zostaną.
Każda sesja, każdy egzamin, czy zaliczenie kiedyś się kończy. I śniegi też stopnieją.
Agata