Budynek ma wyraźnie wyłamane słupki z podstawy – wyłamane to złe słowo, te słupki zostały po prostu położone bez uszkodzeń, a słabym punktem były zastosowane wkręty i łączniki.
Czy jednak była to jedyna przyczyna? Budynek złożył się, ponieważ nie oparł się bocznemu podmuchowi, brakło konstrukcji przeciwdziałającej parciu wiatru, czyli odpowiednio sztywnej ściany prostopadłej (w tym przypadku szczytowej). Na zdjęciach jednak widać taką wadliwą ścianę.
Czy wszystkie elementy zaprojektowanej ściany zostały wykonane? Znowu odpowiedź negatywna. Czy wszystkie były pokazane na kartach projektu budowlanego? Też nie! Brakło więc świadomości tego, czym jest dokumentacja budowlana i czym się różni od wykonawczej oraz znajomości zasad wykonania systemowego budynku szkieletowego. Brakło porozumienia między wykonawcą a projektantem. Czym spowodowany: brakiem możliwości, chęci nawiązania kontaktu czy może nadmierną pewnością siebie?
Czy taka konstrukcja nie mogłaby się utrzymać sama, gdyby była poszyta płytami np. OSB? Odpowiadam bez całkowitej pewności – ale pewnie tak, bo jest wiele firm, które nie wykonują żadnych stężeń ukośnych, ani rygli pośrednich pomiędzy pasem dolnym i górnym ściany. Co więc zawiodło? Po pierwsze brak rozłożenia robót w czasie. Brak wyobraźni w zabezpieczeniu etapu pośredniego robót (brak zastrzałów wiatrowych – desek wiatrowych). Ale jednak również zastosowanie w wadliwy sposób łączników.
Koniec pytań, teraz odpowiedzi
Wkręty czarne o długości ok. 40 mm to jedyny łącznik słupków ścian z listwą podwalinową (za pośrednictwem łączników kątowych wzmacnianych) – w projekcie był zamieszczony opis montażu budynku z segmentów, a nie pojedynczych elementów. Gdyby zastosowano odpowiedniej długości wkręty hartowane (żółte) i przewiercono je od dołu listwy podwalinowej, efekty byłby mniej drastyczne. Ale brakło czegoś jeszcze…
Ściana szczytowa parteru to luźno ustawione słupki bez wyodrębnionego pasa górnego, nie posiadała przed wypadkiem żadnego stężenia skośnego. W związku z tym schemat statyczny pozbawiony był jakiegokolwiek stężenia poprzecznego vide domek z kart z dwoma ścianami i nakrywką – chwilę postoi ale przy podmuchu… Gdyby wspomniane wyżej wkręty łączyły sztywną ramę, wzmocnioną wrysowanymi w projekcie ryglami pośrednimi, uzyskalibyśmy schemat sklejonych obwodowo czterech kart z doklejoną do nich nakrywką – taką konstrukcję wiatr mógłby najwyżej oderwać od cokołu fundamentowego (przy obwodowym trzymaniu podwaliny…).
Gdyby wykonawca skontaktował się z projektantem, uzyskałby informację o sposobie zestawiania elementów panelowych budynku, wskazówki co do rodzaju wkrętów i ich konfiguracji, na bieżąco można było wykonać odpowiednie rysunki uzupełniające, nawet takie robione w pięć minut. Mógł jednak nie wierzyć, że projektant ma taką wiedzę...
Wykonawca niestety z niewiadomych powodów nie zabezpieczył należycie konstrukcji w obliczu nadchodzącej kapryśnej pogodowo jesieni – a przecież nawet taka prosta książka jak „Podręcznik cieśli wiejskiego” opisuje sposoby zabezpieczania konstrukcji tymczasowych, czy zapomniane obecnie wiatrownice w płaszczyźnie krokwi i jętek, których główne zadanie kończy się po wykonaniu poszycia połaci dachowych.
Co teraz?
Zdarzenie jakie opisałem powyżej natchnęło mnie do wcześniejszego niż planowałem rozpoczęcia programu popularyzacji budownictwa drewnianego na Podkarpaciu – od ponad roku pracuję w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Zakładzie Budownictwa i stąd przekonanie, że uda się również naukowo udowodnić wysuwane przeze mnie tezy.
Pokazuje ono jeden z wielu znanych mi przypadków wadliwego wykonania budynków drewnianych – mam już prawie 20 lat praktyki w projektowaniu oraz budowaniu z drewna, a co za tym idzie bogaty poligon doświadczeń.
Wnioski wypływają same
Brakuje zawodowego, praktycznego szkolnictwa ciesielskiego – bo każdy potrafi wbijać gwoździe i robić siekierą!
Brakuje szkół technicznych uczących projektowania w technologii drewnianej. Stąd wiele projektów jest początkiem kłopotów wykonawczych. Komputer przecież potrafi wszystko!
Projektanci marnują masę czasu na wykonanie tzw. dokumentacji urzędowej i na załatwienie pozwolenia na budowę, dopracowując i poprawiając mnóstwo formalnych szczegółów nie mających większego znaczenia w realizacji budowy, zamiast poświęcić czas na dopracowanie obszernej i precyzyjnej dokumentacji wykonawczej oraz właściwe dopasowanie obiektu do terenu. Mamy za dużo miejsca na papierki w archiwach i za mało miejsca w barakowozach na budowach.
Powiedzenie: „Papier wszystko przyjmie” znakomicie obrazuje jakość wielu dokumentacji – bez komentarza…
Tematów mam przygotowanych kilka. Na pierwszy ogień pójdzie to, co obecnie zaczyna być wiodącym zagadnieniem wśród wykonawców – ENERGOOSZCZĘDNOŚĆ za wszelką cenę.
Ten artykuł nie ma na celu pogrążenia jakiejkolwiek firmy, stąd nigdy i nikomu nie opublikujemy i nie przekażemy żadnego nazwiska ani nazwy firmy, nie wydaje się to celowe nawet w odniesieniu do tzw. dobra publicznego.
W artykule użyto zdjęć własnych Inwestora z miejsca budowy oraz zdjęcia i grafiki Pracowni Projektowej KMG arch. M. Gransicki inż. M. Głód z realizacji własnych oraz projektów indywidualnych naszego autorstwa.
Architekt Marek Gransicki