Okazuje się, że Statutu Krosna nie zna ani nie rozumie nawet Przewodniczący Rady – osoba, która brała udział w jego uchwaleniu. W ubiegłym tygodniu przewodniczący Stanisław Słyś usiłował ograniczyć dostęp do informacji publicznej, wypraszając mnie z sali. Nie był w tych próbach odosobniony, przed nim próby podejmował były Wiceprezydent Krosna, Przewodniczący Komisji – Robert Hanusek.
W ostatnich dniach wiele osób pytało mnie, jak wyglądała wspomniana sytuacja podczas komisji gospodarki komunalnej przed nadzwyczajną Sesją Rady Miasta, kiedy to radni mieli się zająć uchwałami związanymi z odpadami, w tym ustalić stawki za gospodarowanie odpadami.
Moja obecność nie spodobała się przewodniczącemu komisji, radnemu Robertowi Hanuskowi, który stwierdził, że „sobie nie wyobraża”, żebym tam siedział i że jest przeciwny. Radny Hanusek podkreślał, że to on zaprasza gości na komisję, a mnie nie zapraszał. Uważał również, że moja obecność spowoduje „presję” na radnych. Radny Paweł Krzanowski otworzył Statut Miasta i przytoczył § 63 ust.2. „Posiedzenia Komisji są jawne”. Robert Hanusek natomiast pytał: „Co to znaczy, że jawne?”. Szczerze, nie byłem przygotowany na takie szarpanie się w obronie moich praw. To przewodniczący Rady i Przewodniczący Komisji mają znać Statut i obowiązujące ich ustawy. To oni odpowiadają za prowadzenie obrad zgodnie z prawem. Tylko co zrobić, gdy zamiast obowiązującego prawa próbują wprowadzać jakieś swoje własne? Ja powołałem się na Art 61 Konstytucji, który jest podstawą polskiego prawa dotyczącego informacji publicznej i jawności działania organów pochodzących z wyborów (w Polsce na tym polu działa nawet Stowarzyszenie 61, którego nazwa pochodzi właśnie od tego Art Konstytucji).
Niestety nie pomagało. Radny Hanusek odpowiedział, że nie zna Konstytucji na pamięć, a mojej obecności sobie nie życzy. Odparłem, że „w tym budynku chyba można znaleźć tekst Konstytucji”. Powoływałem się też na wypowiedź obecnego na sali Piotra Przytockiego, który w jednym z wywiadów powiedział, że mieszkańcy mogą przyjść na komisję (zwracałem wtedy uwagę, że mieszkańcy nie wiedzą kiedy komisje obradują). Tłumaczyłem radnym, że utajnienie obrad komisji przy jawności sesji byłoby absurdalne. Mieszkańcy mają prawo wglądu w to, jak pracują ich przedstawiciele, a na sesjach często mamy tylko głosowania, nie widzimy w jaki sposób omawiane i ustalane są szczegóły uchwał. W trwającej ponad 20 minut wymianie zdań trudno było o jakiekolwiek wsparcie. Właściwie tylko Bogumiła Romanowska, Paweł Krzanowski i Ireneusz Kwieciński podkreślali, że przecież komisja jest jawna. Ja zresztą dodałem, że gdyby w Statucie było napisane inaczej, to byłby on sprzeczny z Konstytucją, która, jakby nie patrzeć, jest nadrzędna wobec Statutu Miasta. Wreszcie Robert Hanusek ogłosił krótką przerwę, wyszedł z sali. Ireneusz Kwieciński żartował, że pewnie poszedł po Straż Miejską. Przewodniczący Hanusek po powrocie na salę zgodził się na moją obecność podczas obrad.
Po kilku minutach na salę wszedł przewodniczący Rady Stanisław Słyś. Był zaskoczony moją obecnością i domagał się, żebym opuścił salę. Powiedziałem mu, że już ponad 20 minut przerabialiśmy ten temat i jednak mogę zostać. Przewodniczący jednak upierał się, że „to jest komisja”, więc nie mogę. „Na sesji pan może być, a na komisji nie” mówił do mnie S. Słyś. Poprosił też, żebyśmy wyszli z sali, żeby nie przeszkadzać. Wiele osób upomina mnie, że nie powinienem się zgodzić, nie powinienem wychodzić. Ja jednak wyszedłem na chwilę. Tam przewodniczący dalej powtarzał, że „to komisja i nie mogę”.
Trudno było cokolwiek mu wytłumaczyć. W końcu, gdy przechodził obok nas prezydent Piotr Przytocki powiedziałem do przewodniczącego: „Ja wiem, że pan nie zna Statutu, nie rozumie pan Konstytucji, a ja wracam na salę”. Jak powiedziałem, tak zrobiłem. Po chwili na salę wszedł przewodniczący z prezydentem. Obaj panowie usiedli przy stole, S. Słyś już się do mnie nie odzywał w tej sprawie.
Prawo dostępu do informacji publicznej, w tym prawo wstępu na obrady Rady Miasta, wynika wprost z Art 61 Konstytucji RP:
1. Obywatel ma prawo do uzyskiwania informacji o działalności organów władzy publicznej oraz osób pełniących funkcje publiczne. Prawo to obejmuje również uzyskiwanie informacji o działalności organów samorządu gospodarczego i zawodowego a także innych osób oraz jednostek organizacyjnych w zakresie, w jakim wykonują one zadania władzy publicznej i gospodarują mieniem komunalnym lub majątkiem Skarbu Państwa.
2. Prawo do uzyskiwania informacji obejmuje dostęp do dokumentów oraz wstęp na posiedzenia kolegialnych organów władzy publicznej pochodzących z powszechnych wyborów, z możliwością rejestracji dźwięku lub obrazu.
To Konstytucyjne prawo przysługujące mieszkańcom naszego miasta potwierdza ustawa o dostępie do informacji publicznej, ustawa o samorządzie gminnym i sam Statut Miasta Krosna. Proszę zwrócić uwagę: na komisję może wejść każdy mieszkaniec, może wnieść kamerę i może transmitować na żywo, np. do Internetu.
Jawność obrad komisji jest zatem „dostępem do informacji publicznej”. Natomiast Ustawa z dnia 6 września 2001 o dostępie do informacji publicznej w Art. 23 przewiduje sankcje za odmowę udostępnienia informacji publicznej: „Kto, wbrew ciążącemu na nim obowiązkowi, nie udostępnia informacji publicznej, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku”. Próby wyproszenia mnie podjęte przez panów Słysia i Hanuska trudno mi nazwać inaczej niż usiłowaniem popełnienia przestępstwa, gdyż jako na radnych, osobach pełniących funkcje przewodniczących (Rady i Komisji) ciąży na nich obowiązek zapewnienia jawności obrad. Natomiast zachowanie niektórych innych obecnych osób mógłbym uznać za „podżeganie do przestępstwa”.
Proszę zwrócić uwagę, że prawo wstępu na sesje i na komisję wynika dokładnie z tych samych przepisów. Tak jest w Ustawie o Samorządzie Gminnym (Art. 11b. 2. Jawność działania organów gminy obejmuje w szczególności prawo obywateli do uzyskiwania informacji, wstępu na sesje rady gminy i posiedzenia jej komisji). Jak to się stało, że przewodniczący Słyś zinterpretował to tak, że „na sesji pan może być, a na komisji nie”? Dziwne rozróżnienie, przewodniczący był jednak konsekwentny: terminy i miejsce sesji były ogłaszane, a komisji nie. Czyli obrady komisji są jawne (np. wg. Statutu, za którym głosował Słyś), ale przewodniczący nie czuje się w obowiązku, żeby ujawniać termin i miejsce obrad.
Najwyraźniej moje zderzenie z bezprawnymi praktykami radnych było skutkiem konsekwentnie prowadzonej polityki ograniczania mieszkańcom dostępu do informacji publicznej, to jest wstępu na komisje. Czy takie sytuacje miały miejsce wcześniej? Możliwe, że nie, w końcu nie ogłaszano wszem i wobec, kiedy i gdzie odbywają się komisje, to jak mieszkaniec Krosna miał przyjść? Może jednak jakiś mieszkaniec miał już podobne przejścia z radnymi na komisji? Proszę o kontakt. Ograniczenie dostępu do informacji mogło mieć różne formy, np. mogła to być odmowa podania terminu obrad komisji. Niezgodne z ustawą jest też uzależnienie podania terminu lub umożliwienia wstępu na komisję od tego, czy ktoś wykaże, że sprawa go dotyczy (Art 2 ustawy o dostępie od informacji publicznej: Od osoby wykonującej prawo do informacji publicznej nie wolno żądać wykazania interesu prawnego lub faktycznego).
Jeżeli zatem odnieśli Państwo wrażenie, że możecie być na komisji w drodze wyjątku, że ktoś robi Wam łaskę bo omawiana jest wasza sprawa, to mogło dojść do złamania ustawy. Jeżeli, np. wyproszono Was w czasie głosowania na komisji, żebyście nie widzieli jak radni głosują, to prawdopodobnie złamano ustawę. Pamiętajmy, że ograniczenie jawności obrad komisji może nastąpić tylko w wyjątkowych, przewidzianych ustawowo przypadkach. Zwykle dotyczy to Komisji Rewizyjnej i prowadzonych kontroli. Natomiast w większości pozostałych przypadków, gdy komisje po prostu opiniują projekty uchwał, obrady są jawne.
Piotr Dymiński
Fot. sxc.hu