Żabson „nie z tego świata”
Fotografia z albumu przedstawia (bądź kosmitę) człowieka, który nie tylko jest oddalony od świata i ludzkich spraw. Przedstawia istotę, która widzi więcej właśnie dlatego, że stoi od tych spraw i świata dalej. Do czego mu to służy? W swoich kawałkach Żabson jest w stanie określić hipokryzję świata, od którego się dystansuje. Przedstawić mechanizmy, które nim rządzą. Nadgniłe zresztą przez bardzo wiele czynników.
Co proponuje w zamian i czy muzycznie się to trzyma? Temat nie jest lekki, ale Żabson nie jest amatorem. Kontrapunktuje ciężkość tego, o czym mówi, z lekkością melodii, rytmu i muzyki, która tym tematom towarzyszy. Efekt? Nie będziesz wypruwał sobie flaków, słuchając jego kawałków, ale przyjemność, którą będziesz z nich czerpał, będzie także nasączona wiedzą.
Niewielu jest raperów na polskiej scenie, którzy potrafią zrobić to dobrze. Bo raz wychodzi karykaturalnie, innym razem okrutnie, gdy miało być śmiesznie. Żabson ma tę wrażliwość, ma styl i skille, ma wreszcie słuch muzyczny i szacunek do odbiorcy. Więc gra tak, byś miał wszystko, nie zaś tylko kawałeczek. I nic od ciebie nie chce, prócz tego, byś uważnie słuchał. Z przyjemnością, oczywiście.
Rap podłączony do prądu – słowo o stylu i barwie “Ostatniego Ziomala”
Muzycznie ten album jest jak – dosłownie – podpięty pod wysokie napięcie. Ostre, krótkie dźwięki. Elektryczność w powietrzu, a do tego wokal Żabsona zmieniający swoją barwę i natężenie w zależności od tego, o czym nawija, czynią ten album… Mocnym. Bit wpada w ucho, nie przysłania jednak treści. Treść wybrzmiewa mocniej, nawet gdy pozornie bit nie jest wcale poważny.
Żabson bawi się przy tym wyśmienicie, nie rezygnuje ze swoich wypracowanych przez lata sposobów na utrzymanie słuchacza bądź słuchaczki w stanie gotowości. Liryczny bywa, realistyczny jest, przede wszystkim zaś potrafi robić z językiem bardzo ciekawe rzeczy, które tylko on potrafi. Jest to oryginalność rzadko spotykana. Bo nie popada w śmieszność (a jeśli już, zręcznie), nie jest przyciężka, ma wyrazistość, ale nie przesadną.
Warto kupić ten album i przesłuchać od pierwszego kawałka do ostatniego. Widać też w Żabsonie człowieka, artystę, rapera, który – mimo deklarowanej i pokazywanej obojętności czy dystansu na problemy świata, czy politykę – ma swoją filozofię, poglądy i wrażliwość, za które nie tyle nie przeprasza, ile się do nich przyznaje. Jak na trickstera, który lubi dobrą zabawę, bywa Żabson bardzo szczery, gdy mówi o tym, co go boli. A gdy się bawi, to na całego. Świetnie zakończenie Ziomalskiej Trylogii.