Dlaczego uważa pan, że polska polityka, w szczególności polityka Platformy, jest plastikowa i infantylna?
Nie mówiłem o polityce Platformy, tylko o polskiej polityce ostatnich kilkunastu lat.
Skąd taka ocena?
Brakuje dużych politycznych projektów. Ostatnim był projekt IV RP. Zawierał trafną diagnozę polskiej sytuacji i trafny postulat przebudowy instytucji państwowych. Został jednak skompromitowany przez praktykę rządów PiS – LPR – Samoobrona. Od tamtego czasu weszliśmy w fazę politycznego minimalizmu. Po burzliwych latach 2005 – 2007 Polacy zatęsknili za stabilizacją. A dobra na tle Europy sytuacja gospodarcza nie zachęca polityków do poważnych reform.
Chwaląc pomysł IV RP, burzy pan strategię kandydata PO Bronisława Komorowskiego, która zasadza się na walce III RP przeciwko IV RP.
Nie od tego jestem w polityce, by się wpisywać w jakieś kampanijne strategie. Zamierzam działać na rzecz Komorowskiego. Ale nie dlatego, żeby wpisywać się w jakąś walkę między III a IV RP. Tylko dlatego, że uważam go za lepiej przygotowanego do prezydentury. A przede wszystkim dlatego, że Polska potrzebuje silnej władzy, skupionej w jednym ośrodku.
Skąd to przekonanie?
Kohabitacja w polskim wydaniu kompletnie się nie udała. A przy Jarosławie Kaczyńskim byłaby dramatycznie trudniejsza. Ze względu na jego sposób uprawiania polityki i cechy osobowościowe.
Jakie cechy ma pan na myśli? Przecież Kaczyński nie jest plastikowy ani infantylny. A to właśnie zarzuca pan polityce?
Nigdy nie zarzuciłbym mu, że jest politykiem infantylnym. To ktoś, kto podchodzi do polityki niesłychanie poważnie. Ma “klasyczne” podejście do polityki.
Co to oznacza?
On uważa, iż polityk powinien się mierzyć z wielkimi wyzwaniami swoich czasów. I przede wszystkim starać się realizować własny program. A w mniejszym stopniu kierować się sondażami, politycznym PR. To w postawie Kaczyńskiego cenię. Natomiast nie zgadzam się z jego stylem polityki i pomysłem na Polskę.
Ale chwalił pan pomysł IV RP.
To nie był jego pomysł na państwo. Przeciwnie – uważam, że PiS w poprzedniej kadencji przejął ten projekt, realizując go niesłychanie wybiórczo i instrumentalnie. Starał się nadmiernie scentralizować państwo, rozszerzać sferę jego ingerencji. A ja uważam, że państwo należy rzeczywiście wzmacniać, zarazem ograniczając obszar jego działania. Na to nałożył się styl działania Jarosława Kaczyńskiego. Jest człowiekiem nieustającego konfliktu, starał się rządzić przez zarządzanie konfliktami, które sam wywoływał. Nie chciałbym tego wątku rozwijać, by nie usłyszeć, że uprawiam czarny PR.
Prezes PiS się zmienił po tragedii smoleńskiej?
W polityce takie zmiany nie wydają mi się możliwe.
Nie widzi pan żadnej zmiany?
Taki wstrząs każdego prywatnie zmienia. Ale sądzę, że jest dokładnie takim samym politykiem jak wcześniej. I w złym, i w dobrym znaczeniu.
W jakim sensie w dobrym?
Nie dał się złamać pod ciężarem osobistej tragedii. To pokazuje siłę charakteru. Ale bardzo byłbym zaskoczony, gdyby nagle zaczął uprawiać politykę w inny sposób, niż tak jak robił to przez ostatnie 20 lat.
Nie widzi pan, że nawet fizycznie się zmienił?
Widzę. I doceniam zmianę stylu prowadzenia kampanii przez PiS. Ten niekonfrontacyjny styl jest symbolizowany przez Joannę Kluzik-Rostkowską czy Pawła Poncyljusza. To pociągnięcie bardzo rozsądne z punktu widzenia interesów PiS i korzystne z punktu widzenia jakości życia politycznego. Znajomość natury ludzkiej podpowiada mi jednak, że Jarosław Kaczyński na dłuższą metę nie jest zdolny zrewidować sposobu uprawiania polityki.
Czy charyzma przywódcy politycznego w ogóle istnieje, a jeśli tak, to czy jest ważna?
Oczywiście, że istnieje. I oczywiście, że jest ważna. Fakt, że poparcie dla PiS po przejściu do opozycji cały czas utrzymuje się na poziomie 25 – 30 proc., to zasługa charyzmy Jarosława Kaczyńskiego. Ale jest politykiem wyrazistym do bólu, przez co gwałtownie polaryzuje wyborców. Ma oddany sobie elektorat, ale też bardzo silny elektorat negatywny. Dlatego uważam, że osiągnie niezły wynik w I turze, a w II – jeśli do niej dojdzie – wyraźnie przegra.
A Komorowski ma charyzmę?
Jest kompletnie innym przykładem polityka...
Czyli pozbawionym charyzmy?
Próbuje mnie pani złapać za słowo. Komorowski to siła spokoju. Systematycznie piął się po szczeblach kariery, pełnił wiele ważnych funkcji państwowych, w ostatnich wyborach głosowało na niego 140 tys. wyborców, cieszy się zaufaniem 65 proc. Polaków. To wystarczająca rekomendacja, aby zostać prezydentem.
Komorowski nie był dobrze oceniany w pierwszym tygodniu żałoby. Komentatorzy zarzucali mu brak empatii.
Miał skrajnie trudną rolę. Nie ze wszystkimi jego decyzjami się zgadzam, ale uważam, że dobrze sobie radzi z wypełnianiem tych trzech funkcji: marszałka Sejmu, p. o. prezydenta i kandydata na ten urząd.
Ale poparcie dla niego spada.
Te wahania są w granicach błędu statystycznego.
Chyba oglądamy inne sondaże?
Poparcie dla Komorowskiego jest stabilne i wysokie. Jeśli my, politycy PO, wykonamy ciężką pracę, to Jarosławowi Kaczyńskiemu nie uda się tej przewagi zniwelować.
Co pan rozumie przez określenie “ciężka praca”?
Kampania jest bardzo krótka, a Komorowski ze względu na łączenie dwóch najważniejszych funkcji w państwie nie może poświęcić jej dużo czasu. To oznacza, że ciężar kampanii powinni wziąć na siebie inni politycy PO. Nie tylko posłowie, ale i szeregowi członkowie.
Szykuje się chyba kampania zastępcza? Kaczyński z powodów osobistych, Komorowski z racji pełnionych funkcji nie będą sami walczyć. Czy będzie to kampania zastępców kandydatów na prezydenta?
Takie stwierdzenie deprecjonowałoby obu kandydatów. Ale na pewno w większym stopniu będzie to kampania dwóch partii niż dwóch kandydatów.
To będzie kampania tocząca się w kolorze sepii?
Po 10 kwietnia chyba wszyscy mamy serca w kolorach sepii. I nie spodziewam się, by wątek żałobny był specjalnie eksponowany przez kogokolwiek. Ale mamy moralną powinność, by prowadzić kampanię w sposób bardziej stonowany. Bez sięgania po ostrą amunicję.
Kampania ruszyła i od razu jest 1:0 dla PiS. Wie pan, o co pytam?
Wiem (śmiech). Ale w Platformie postanowiliśmy, ze względu na klimat żałoby, ograniczyć akcję zbierania podpisów. Praktycznie zbieraliśmy podpisy tylko przez parę dni, nie wychodząc z tą akcją na ulice.
Może trzeba było?
To osobne pytanie.
Czyli pierwszy błąd sztabu Komorowskiego?
Łatwo być mądrym po szkodzie. Inne sztaby wykorzystały to, że zbieranie podpisów szło tym razem z wyjątkową łatwością.
To źle?
Przeciwnie. Bo może to być sygnał, że po 10 kwietnia w Polakach obudził się paradoksalnie jakiś optymizm. Stoimy przed szansą powrotu obywateli na arenę życia publicznego. Chyba że politycy będą chcieli zawłaszczyć tragedię smoleńską.
Zawłaszczyć? Politycy PO ostatnio często używają tego określenia. O co w nim chodzi?
Zawłaszczanie polegałoby na nachalnym eksponowaniu w kampanii tego tragicznego wydarzenia. PiS poniósł niepowetowane straty, ale poniosły je wszystkie kluby i pamięć o tym tragicznym wydarzeniu powinna nas łączyć.
Gdzie właściwie jest Janusz Palikot?
Tam, gdzie powinien pozostać...
jgowin.pl/zródło: Rzeczpospolita