Co się teraz u Ciebie dzieje? Mało Cię w telewizji, prasie, na bankietach…?
- Żyję, a w zasadzie to dopiero odżywam. Poświęciłem się ostatnio pasji pokerowej. Jednak nie jako typowy gracz, ale zajmuję się pokerem jako biznesem. Prowadzę portal dla pokerzystów PolishRounders.org. To duża społeczność pokerzystów w Polsce, ale przede wszystkim miejsce dla osób, które po raz pierwszy spotykają się z pokerem. Już wkrótce startujemy z dwoma innymi projektami. Mam nadzieję, że w ciągu trzech miesięcy zamknę je wszystkie. Jak to zwykle bywa w moim przypadku, pewnie i tym samym w jakiś sposób ta przygoda z pokerem również trochę się rozluźni, bo zawsze tak mam, że gdy już nic nowego nie jestem w stanie w danej dziedzinie wymyślić, porzucam projekt, tzn. żyje on swoim własnym życiem i nie poświęcam mu się aż tak bardzo.
Wbrew temu, co mówią, także nagrywam. Nagrywam płytę „sweterkową”, poezję śpiewaną. Dwupłytowy album, dwadzieścia sześć piosenek, głównie do poezji Andrzeja Wawrzyniaka. Nie ukrywam, że spełniam w ten sposób swoje wielkie marzenie. Razem z Andrzejem doszliśmy do wniosku, że teraz nadszedł odpowiedni czas, aby facet w wieku prawie 40 lat nagrał tego typu płytę. Za około 3 tygodnie wchodzimy do studia.
Nie brak Ci zainteresowania ze strony mediów? Przecież jeszcze nie tak dawno nie było dnia, żeby w którejś gazecie, na portalu w Internecie nie pojawiła się wzmianka o tobie, wywiad, głupia plotka, zdjęcia?
- Tak naprawdę nie odczuwam braku rozgłosu związanego z moją osobą. Szczerze mówiąc - wszystko dzieje się na moją prośbę. W dalszym ciągu jestem zapraszany jako gość do wszystkich największych show, które są produkowane w Polsce. A zatem wszyscy traktują mnie jak celebrytę.
Zdaję sobie sprawę z tego, że artyści, którzy nagrywają co roku płytę, żeby być na topie, nie potrafią wyjść z pewnego impasu nadmiernej twórczości, która odbija się później na jakości tych produkcji. My, dzięki Bogu, pod koniec roku 2006 nagraliśmy album pt. Siedem grzechów głównych, który sprzedał się w nakładzie 200 tyś płyt. W 2008 roku w grudniu nagraliśmy album Ósmy obcy pasażer, który sprzedał się w ilości 140 tyś płyt, więc, tak szczerze powiedziawszy, nie odczuwam żadnego braku czy spadku popularności, ani jakiejś presji nagrywania płyt co roku, tylko po to, żeby fani o nas nie zapomnieli.
Nie chadzam na przeróżnego rodzaju otwarcia salonów samochodowych, nowych klubów, na pokazy mody. Nie chodzę na bankiety, tak jak większość polskich gwiazd, po to tylko, żeby bywać, żeby się pokazać i lansować, bo mi to nie jest po prostu potrzebne. W Polsce nie ma chyba osoby, która nie wiedziałaby, kim jest Michał Wiśniewski.
To kiedy ostatni raz byłeś widziany „na salonach”? (śmiech)
- To była promocja książki Czarka Harasimowicza pt. Wiktoria. Poszedłem tam tylko dlatego, że Czarek jest przyjacielem domu, a nie dlatego, że chciałem się pokazać.
Mimo wszystko media uważają, że zacząłeś uciekać przed ludźmi…
- Jestem osobą bardzo otwartą na ludzi. Nie uciekam przed nimi. Przestałem raczej na siłę się uzewnętrzniać. Rok temu zakończyłem pisanie bloga (tzn. piszę go nadal, tylko go nie publikuję).
Właśnie… Skąd ta potrzeba pisania bloga, który był przecież cennym źródłem informacji o Twoim życiu dla wielu gazet i plotkarskich portali?
- Zakochałem się w tym, jak mi kiedyś moja osiemdziesięcioletnia ciocia pokazała zapis swoich dwudziestu sześciu lat życia. Coś niesamowitego. Zapis jej życia, emocji, uczuć, odczuć, chwil od śmierci małżonka aż do dnia dzisiejszego. Ma 83 lata i wciąż pisze. Stwierdziłem więc, że warto coś takiego robić…
Zawsze stawiasz na swoim?
- Tylko wtedy, gdy czuję się za coś odpowiedzialny. To było zawsze powodem moich rozstań zarówno z przyjaciółmi, jak i z bliskimi mi osobami. W związku nie może być demokracji. Taka sytuacja byłaby niezdrowa. Jednak jest mi daleko do pana Korwin-Mikkego, który kobietę sprowadza do roli ścierki. U mnie kobieta stoi na pewnym piedestale, ale nie zmienia to faktu, że owszem - wszystkie problemy, spory zawsze można przedyskutować wspólnie, ale i tak ostateczną decyzję powinna podjąć tylko jedna osoba. Ta, która odpowiedzialna jest za dom.
Mówią o Tobie: awanturnik, konfliktowy, ambitny, nieulękniony. Z którymi cechami się identyfikujesz?
- Awanturnikiem na pewno nie jestem. Ci, którzy mnie dobrze znają, wiedzą, że jestem łagodny jak baranek. Wściekam się tylko wtedy, gdy spotykam się z brakiem profesjonalizmu i przywiązania do pracy wśród ludzi, z którymi współpracuję. Potrafię wtedy podnieść głos. Na pewno jednak nie szukam bezpodstawnych zaczepek. Gdybyśmy mieli trochę oleju w głowie, wszystko załatwialibyśmy w życiu bezkonfliktowo. Na pewno jestem ambitny, ale nie dążę po trupach do celu.
Co chcesz jeszcze osiągnąć w życiu?
- Tak naprawdę wszystko, czego do tej pory pragnąłem, osiągnąłem. Chciałem mieć żonę, dzieci. Miałem. Później coś nie wyszło, ale to chyba normalne. Życie pisze różne scenariusze, na które czasami nie mamy wpływu. To już tak naprawdę jest wtedy niezależne ode mnie.
Gdzie jest cel Twoich ambicji?
- Tym celem jest na pewno szczęśliwa rodzina, spokój, cisza. Tak naprawdę, gdyby nie doganiała mnie przeszłość, byłbym zrealizowany. Niczego jednak nie żałuję w życiu.
Pozostańmy na chwilę przy temacie rodziny. Ostatnio krążą plotki, że kolejny raz coś się psuje w Twoim małżeństwie. Powodem rzekomych kłótni między Tobą a Anią ma być solowa kariera Twojej żony. Podobno jesteś zazdrosny i zły, że Ania chce odejść z Ich Troje?!
- To nieprawda. Ania jest wolną kobietą. Nie kupiłem jej i może robić, co chce. Nie jestem człowiekiem zaborczym i również chciałbym aby się spełniała. Ale nie chcę mówić o naszych prywatnych sprawach, szanuję Anię i wszelkie decyzje jakie podejmuje. To co jest między nami niech właśnie tam pozostanie i chciałbym żeby media również to uszanowały.
Życie artysty nie ułatwia życia rodzinnego?
- Ja mam zupełnie odmienne zdanie na ten temat. Pracuj
ąc w wolnym zawodzie ma się wbrew pozorom więcej czasu dla drugiej osoby. Nie wyobrażam sobie związku na odległość. Całe szczęście polega chyba na tym, żeby być cały czas ze sobą.
Jakim jesteś ojcem?
- Chyba trochę staroświeckim i bardzo wymagającym.
Czego wymagasz od swoich dzieci?
- Posłuszeństwa. Patrząc na to, co się dzisiaj dzieje w szkołach, włosy stają dęba. To jakiś absurd, abstrakcja. Coś nie do pomyślenia. Może dziennie nie poświęcam swoim dzieciom stosunkowo dużo czasu, ale zawsze go dla nich znajduję. Moje dzieci bardzo mnie szanują, wyznają mi miłość, co naprawdę nie jest dzisiaj codziennością. Wiedzą, że mogą mnie o wszystko zapytać…
Jakie wartości chciałbyś im przekazać?
- Chciałbym, żeby poznały smak bycia wolnym człowiekiem. Zachłyśnięci wolnością po roku 1989 do tej pory nie potrafimy sobie z nią jeszcze poradzić. I ja też należę do tej grupy. Też byłem kiedyś chłopcem, który gdy zarobił pierwszy milion poszedł i kupił sobie mercedesa za 800 tyś zł, nie wiedzieć po co. Dlatego chciałbym nauczyć moje dzieci mądrego korzystania z wolności, umiejętności cieszenia się z tego, co daje im życie, ze świadomością, że są jego panami. Czy mi się to uda? Czas pokaże.
Jak dzieci zmieniły Twoje życie?
- Diametralnie. Partner może się w życiu zmieniać, ale dziecko nie, jest zawsze Twoje. I to właśnie dla tych małych istot warto żyć pomimo wszystko, warto budzić się każdego ranka.
Co tak naprawdę jest atrakcyjnego w Twoim zawodzie?
- Możliwość obcowania z ludźmi.
Czyli smak masowej widowni jest dla Ciebie najlepszym afrodyzjakiem?! (śmiech)
- Na pewno bardzo poważnym zastrzykiem energii, który otrzymuję od piętnastu lat. Czasami w większym, czasami w mniejszym wymiarze, ale nie jest to aż tak bardzo istotne. Nawet, gdyby na moje koncerty przyszła tylko jedna osoba, byłbym szczęśliwy, bo robię coś dla kogoś. A ta jedna osoba może tę swoją radość, wdzięczność, dobroć oddać z nawiązką.
Czy czułeś się kiedyś rozczarowany swoją karierą?
- Miałem w swoim życiu kilka takich momentów, kiedy czułem, że ktoś prowadzi moją karierę na oślep, paląc za sobą wszystkie mosty. Miałem taką panią manager, która bez względu na wszystko psuła mój wizerunek. Kariera i sukces budowały się jakoś same, ale psuły się przez jej świadome działania.
Janusz Gajos powiedział kiedyś: Kilka razy w ciągu życia wyrastamy z siebie, zmieniamy się. Ile razy Ty się zmieniłeś? Da się policzyć?
- Ładnie powiedziane, ale nie wiem, czy może się to mnie tyczyć. Choć oczywiście można z pewnością doszukiwać się takich momentów w naszym życiu, bo pewne rzeczy zmieniają życie i nas samych, np. dzieci. Musiałbym się dłużej zastanowić nad tym stwierdzeniem… (śmiech).
Są jakieś rzeczy, które wzbudzają w Tobie wielkie emocje?
- Z pewnością krzywda, która dzieje się ukochanej osobie, śmierć rodziców, a nawet Titanic czy Miasto Aniołów - piękne historie o miłości, oglądane z najbliższą osobą.
A co Cię wzrusza u kobiet?
- Głupota. Kobiety generalnie są mądrzejsze od facetów, ale równocześnie bardziej naiwne. Kobiety myślą o dziesięciu rzeczach na raz, przez co podejmowanie decyzji przychodzi im z trudnością. Samotne kobiety, które nie mają faceta, mają o wiele ciężej w życiu, niż te, które mają partnera (śmiech).
Wierzysz w przyjaźń damsko-męską?
- Nie przeżyłem takiej, ale uważam, że zawsze za tym coś stoi i wcześniej czy później takie osoby wylądują w łóżku.
Plany na najbliższą przyszłość?
- W sierpniu i wrześniu nagrywam płytę pod roboczym tytułem Sweterek. Będzie to dwadzieścia sześć piosenek poezji śpiewanej pełną gębą. Mam teraz taki okres, że chcę czasami ubrać się w sweterek, wyjść na małą scenę bez kryształków Svarowskiego i śpiewać. Na marzec 2011 roku planujemy z Ich Troje nowy album. Kompozycje są prawie skończone.
Sam piszesz teksty?
- Ja piszę teksty, Jacek muzykę. Nie wiemy jeszcze, kto zamiast Ani z nami zaśpiewa, ale postaramy się zrobić wszystko, żeby nie zawieść naszych fanów.
Trzymam zatem kciuki! Powodzenia!
Dla KrosnoCity.pl
Rozmawiała: Ilona Adamska, I.D.Media
Foto: Wojciech Bąkiewicz