Mój stres szybko mija po przywitaniu się. Od razu przechodzimy na Ty. Julio sypie dowcipami jak z rękawa. Choć mamy tylko 20 minut na wywiad, rozpoczynamy uroczą i zabawną rozmowę o kobietach, miłości i nowej płycie.
Opowiedz proszę o swoim najnowszym albumie "JULIO IGLESIAS VOLUME 1"?
- Album składa się z dwóch płyt. Pierwsza to utwory śpiewane po hiszpańsku, druga to piosenki w wersji angielskiej. Całość to zbiór najpiękniejszych piosenek o miłości. Zaśpiewałem je m.in. z Frankiem Sinatrą, Stingiem, Dianą Ross i Stevie Wonderem. Na płycie oprócz starych przebojów pojawiają się trzy zupełnie nowe kawałki. Ten album to prawdziwa rozkosz dla zmysłów. Myślę, że zarówno, ci którzy znają mój repertuar, jak i wielbiciele muzyki klasycznej znajdą coś dla siebie.
Do kogo kierujesz swoją muzykę?
- Do wszystkich, którzy mają podobną wrażliwość do mojej i tak samo czują muzykę. Nie szufladkuję odbiorców mojej muzyki. Na moje koncerty przychodzą ludzie od piętnastego do osiemdziesiątego roku życia. Śpiewam dla wszystkich bez względu na płeć i wiek.
Śpiewasz o swoim życiu?
- Gdy miałem 20-30 lat śpiewałem o sobie i o wszystkich kolorach szczęścia. Dziś śpiewam o życiu, swoim, swoich bliskich i przyjaciół. Śpiewam o prawdzie, emocjach i sytuacji na świecie. Lubię śpiewać o miłości. Uwielbiam wzruszać, dostarczać emocji, stymulować do zastanowienia się nad czymś istotniejszym i ważniejszym niż nasz codzienny pęd.
Czy to prawda, że zanim zostałeś piosenkarzem, studiowałeś prawo i grałeś w piłkę nożną w Realu Madryt?
- Tak, stałem na bramce. Ale muszę przyznać, że byłem słabym piłkarzem. W 1963 roku miałem poważny wypadek. Samochód, którym jechałem wraz z przyjaciółmi, z dużą prędkością uderzył w drzewo. To wydarzenie zaważyło na całym moim dalszym życiu. Przez tydzień leżałem w śpiączce. Wystąpił częściowy paraliż i lekarze nie dawali dużych nadziei na to, że kiedykolwiek znów będę mógł chodzić. Postanowiłem się nie poddawać. Całymi dniami intensywnie ćwiczyłem. Pewnego dnia opiekująca się mną pielęgniarka przyniosła mi gitarę, by dzięki grze wzmocniły mi się mięśnie rąk. Zacząłem urządzać mini-koncerty na szpitalnym łóżku. Wtedy zrozumiałem dwie rzeczy: po pierwsze - rzucam piłkę i na poważnie zajmuję się muzyką, po drugie - mam ogromne powodzenie u kobiet ( śmiech).
Ach te kobiety! No właśnie... Nie przeszkadza Ci opinia playboya, faceta, który nie wie, czym jest wierność? Wyczytałam w internecie, że spałeś z ponad trzema tysiącami kobiet. Prasa niemal codziennie donosiła o Twoich nowych romansach...
- To nie moja wina, że kocham kobiety. Wbrew pozorom szanuję je. Uwielbiam adorować i obsypywać prezentami.
Za co kochasz kobiety?
- Za to, że one mnie kochają (śmiech). A tak poważnie za to, że dodają mi energii, napędzają do działania.
Jakie kobiety lubisz?
- Intrygujące. Takie, które mają w sobie jakąś tajemnicę, wyjątkowość. Jestem z natury estetą, dlatego szczególną uwagę zwracam na urodę, czystość i zapach kobiecego ciała. Zaraz za tym idzie wrodzona inteligencja i poczucie humoru.
Lubisz ryzyko?
- Całe moje życie jest ryzykiem. W życiu i w pracy trzeba świadomie ryzykować, jak na giełdzie. Czasem jednak warto wierzyć swojej intuicji...
A prowokować?
- Lubię prowokować przede wszystkim sam siebie. Gdybym nie prowokował siebie, nie rozwijałbym się. Poza tym prowokacja jest wpisana w zawód artysty. Prowokujemy w nadziei, że to co robimy skłoni widza do głębszego przeżycia. Po to przecież jesteśmy, żeby pobudzić do myślenia, wywołać refleksję. Kiedy udaje mi się poruszyć publiczność, czuję się artystą spełnionym.
Jak dbasz o swoją formę?
- Nie stosuję żadnej cudownej diety. Po prostu jestem szczęśliwym, spełnionym człowiekiem. Facetem, który robi w życiu to, co kocha.
Dziękuję za rozmowę.
- Ja również. Cieszę się, że ludzie chcą jeszcze czytać wywiady ze mną, bo to znaczy, że wciąż Was jeszcze interesuje co słychać u Julio (śmiech). Pozdrawiam wszystkie piękne kobiety z Polski.
Dla KrosnoCity.pl
Rozmawiała: Ilona Adamska
Foto: SONY MUSIC