Nie będzie kompromisu
Zaczęło się od porannego (7:30) oświadczenia lekarzy. Nie było niestety niespodzianki, żadna ze stron nie ustąpiła. W imieniu lekarzy głos zabrał Antoni Przyprawa: - Dyrektor szpitala nieodpowiedzialnymi działaniami doprowadza do likwidacji szpitala. Środowisko lekarzy mówi stop w sytuacji, kiedy niszczony jest szpital ze stuletnią tradycją i stwarza się zagrożenie dla zdrowia i życia pacjentów – następnie powtórzył listę zarzutów wobec dyrektora oraz podkreślił, że lekarze nie widzą możliwości współpracy z dyrektorem Mariuszem Kocójem.
Foto: Piotr Dymiński
Lekarze poinformowali, że żaden z nich nie wycofał wypowiedzenia, ani żaden nie zamierza podpisywać jakiejkolwiek umowy z tym dyrektorem. Jednocześnie zapewnił, że lekarze nie opuszczą pacjentów. Odczytane oświadczenie zawierało liczne cytaty z ustawy o zawodzie lekarza i Kodeksu Etyki Lekarskiej, zgodnie z którymi lekarz nie może odmówić pomocy lekarskiej, nawet jeśli uczestniczy w zorganizowanej formie protestu.
Przed godziną 9:00 pod szpital zaczęli schodzić się zaniepokojeni sytuacją mieszkańcy Krosna i powiatu, by wziąć udział w zapowiedzianej pikiecie. Tymczasem dyrektor Mariusz Kocój czekał na deklaracje lekarzy do godziny 8:00. Około godziny 8:45 dyr. Kocój wyszedł przed szpital do dziennikarzy i zgromadzonych mieszkańców by wygłosić swoje oświadczenie.
Nie będzie ewakuacji
W związku z deklaracjami, które lekarze składali wielokrotnie, a dzisiaj również potwierdzili ustami swojego przedstawiciela w świetle uregulowań kodeksu pracy i ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych uważamy, że wypowiedzenia złożone przez lekarzy 31 sierpnia są złożone dla pozoru, albowiem jedynym ich celem nie było rozwiązanie faktyczne umowę o pracy, ale żądanie odwołania dyrektora placówki. – mówił Mariusz Kocój - W związku z powyższym nie będzie ewakuacji pacjentów, szpital normalnie funkcjonuje, i normalnie będzie przyjmował pacjentów do wysokości umów z NFZ – słowa dyrektora wywoływały głośne komentarze wśród zgromadzonych: „pan kłamie!”, „co innego pan mówił!”.
Dyrektor jednak był niewzruszony i kontynuował: - Możecie być Państwo, Mieszkańcy Ziemi Krośnieńskiej, potencjalni pacjenci, pacjenci obecni, jak również pracownicy szpitala spokojni, normalnie pracujemy i normalnie przyjmujemy chorych – mówił do zgromadzonych – Oświadczam, że tej decyzji nie zmienię ani za tydzień, ani za miesiąc. Umowy o pracę są nadal aktualne i szpital funkcjonuje normalnie – podkreślił - Akty prawne przewidują, że jeśli wypowiedzenie jest tylko i wyłącznie dla samego pozoru, to w świetle prawa jest nieważne – takie jest nasze stanowisko – przedstawił opinię dyrekcji, a następnie dodał - Lekarze nie muszą składać żadnych oświadczeń, że cokolwiek wycofują, albo chcą pracować.
Oświadczył także, że szpital ogłosił konkurs ofert na udzielanie świadczeń w postaci dyżurów zakładowych. Po krótkim wystąpieniu Mariusz Kocój opuścił zgromadzonych i udał się do swojego gabinetu nie odpowiadając na padające pytania i zarzuty. Mieszkańcy miasta i powiatu jednak pozostali na miejscu, twierdząc, że wystąpienie dyrektora miało służyć wyłącznie temu, by nie doszło do protestu.
Nie będzie dyrektorów w teczkach
Głos zabrali członkowie Społecznego Ruchu Obrony Szpitala, w tym Józef Guzik z Unii Przedsiębiorców i Właścicieli Nieruchomości - Jeżeli na dzień dzisiejszy jest jakiekolwiek niebezpieczeństwo, że tego szpitala nie będzie, to my będziemy trwać przy tym aby on był. I to Państwu obiecujemy. Nie zadowala nas to, co zostajemy na dzień dzisiejszy, nie zadowala nas prowizorka, typu że lekarze będą na zasadzie dobrowolnego pilnowania pacjenta, chronienia go przed chorobą, ratowania jego życia. Ten problem musi być usankcjonowany prawnie od początku do końca – podkreślił przy tym, że - Kto to rozwiąże, to nas nie obchodzi.
Głos zabrał również w mocnych słowach Jerzy Borcz, radny sejmiku Województwa Podkarpackiego - Zwracam się z gorącym apelem i prośbą do przewodniczącego Sejmiku Województwa Podkarpackiego o zwołanie nadzwyczajnej sesji sejmiku, na której być może radni, którzy nie byli doinformowani będą mieli szanse zmienić swoją szaloną decyzję, dotyczącą likwidacji szpitala w Krośnie – dodał też, że ma nadzieje iż radni okażą się odpowiedzialni i zrozumieją, że sytuacja w której znalazł się krośnieński szpital nie może być w tym momencie przedmiotem politycznych rozgrywek - Mamy konkretny problem do rozwiązania, problem ludzki, problem pacjentów i chcemy tego uniknąć – mówił Jerzy Borcz.
Wśród tłumu zgromadzonych pojawiły się okrzyki przeciwko marszałkowi i przeciwko PiS, jednak na dowód, że sprawa nie jest polityczna organizatorzy protestu oddali głos senatorowi klubu PiS, Stanisławowi Piotrowiczowi - Myślę że łączy dziś nas tutaj wszystkich wspólna sprawa. Szpital to dobro publiczne, tak jak sama nazwa wskazuje. Jestem tu po to, by przyczynić się do tego, aby ten szpital tak jak funkcjonował dotychczas, funkcjonował i służył temu społeczeństwu nadal – mówił senator. Zaznaczył, że nie wnika w przyczyny konfliktu, ale jak mówi – nie mogę milczeć w sytuacji, gdy w moim mieście źle się dzieje. Minął już czas ,kiedy prowadziłem rozmowy w kuluarach. Rozmawiałem z wszystkim, którzy mieli wpływ na los. Nie uwzględniono mojego stanowiska, pan dyrektor Kocój ani raz nie zechciał ze mną rozmawiać – dodał senator.
Następnie w skrócie przedstawił, jak widzi sytuację - Nie wnikam w to, czy pan dyrektor jest dobrym menedżerem czy złym, nie moją rolą jest oceniać, ale wychodzę z założenia, że wyczerpał swoje możliwości na tym stanowisku. Nie wystarczy być dobrym menedżerem, trzeba jeszcze do reform umieć pociągnąć ludzi – podkreślał senator - trzeba umieć z ludźmi rozmawiać. Póki co ten dyrektor tego nie zrobił. Senator Piotrowicz powiedział także, że lekarze zabiegali u niego, by dyrektor przyjął ich na rozmowę, ale pomimo prób nie udało mu się do tego doprowadzić - Ja nie wnikałem w to, jak ma przebiegać rozmowa, i nie narzucałem tego jakie ma być stanowisko – mówił senator, jednak do rozmów i tak nie doszło.
Na koniec swojej wypowiedzi S. Piotrowicz powiedział: - Mam dowód na to, że nie rozmawiał z załogą, a nie da się wprowadzić reform, nie rozmawiając z pracownikami, nie można przeprowadzać reform nie pociągając ludzi za sobą i w związku z tym uważam i jeszcze raz podkreślam że stanowisko moje i stanowisko PiS’u krośnieńskiego jest w tej materii zbieżne, pan dyrektor wyczerpał swoje możliwości na tym stanowisku – podsumował senator.
Zgromadzeni komentowali wydarzenia także miedzy sobą: - Skończyły się czasy komuny, kiedy nam przywożono w teczkach dyrektorów – powiedziała jedna z uczestniczek pikiety przed krośnieńskim szpitalem. – Żeby tak przez jednego człowieka zniszczyć szpital – komentowali inni. Pojawiły się też transparenty, które uczestnikom pikiety rozdawała jedna z kobiet: „Szpital dla społeczeństwa, nie dla klik” „Dyrektor precz!”, „Żądamy zmiany całej dyrekcji”, „Szpital nie jest prywatnym folwarkiem”, „Dość rządów superpsuja Kocója”.
Dyrektor szuka rozwiązań poprzez konsultacje z prawnikami, usiłuje znaleźć sposób, w jaki można ograć lekarzy. To chodzi o manipulowanie tak prawem, żeby wyszedł górą. Wiemy dobrze, że na dłuższą metę to nie rozwiąże problemów naszego szpitala – powiedział uczestniczący w pikiecie Przewodniczący Rady Miasta Krosna Stanisław Słyś.
Nie będzie umowy
Do pikietujących wyszli przedstawiciele lekarzy. Głos ponownie zabrał Antoni Przyprawa, pełniący obowiązki ordynatora kardiochirurgii: - Dyrektor powiedział dzisiaj publicznie, że nasze wypowiedzenia z pracy są pozorem. To nie jest pozór - to jest fakt, pan dyrektor oraz urząd marszałkowski, doskonale wiedzą, że 1 grudnia formalnie nie ma lekarzy i dalej ten problem lekceważą – zwracał uwagę przedstawiciel lekarzy - Cieszymy się z jednej rzeczy, że wreszcie po naszych długich namowach ktoś zrozumiał, że tego szpitala ewakuować się nie da. I to jest dzięki Państwu, żeście tutaj przyszli i nas popieracie – dziękował zgromadzonym podczas protestu oraz wzywał: - Popierajcie nas Państwo dalej, bo teraz proszę popatrzeć w jakim kierunku idzie gra dyrekcji, w tym kierunku że Państwo jesteście już tu nie potrzebni, bo szpital nie jest ewakuowany.
Jesteście potrzebni, żeby nas bronić, bo 1 grudnia rzeczywiście w tym szpitalu formalnie nie ma lekarzy, bo się wyczerpały umowy o pracę. Następnie zapowiedział: My się z tego szpitala odgonić nie damy, natomiast z panem dyrektorem Kocójem nie podpiszemy nigdy żadnej umowy. To nie jest polityczna sprawa, to jest sprawa w której lekarze i społeczeństwo walczą o swoje zdrowie i życie, przeciwko takiemu zarządzaniu służbą zdrowia. I bardzo się cieszę że siły polityczne to wreszcie zrozumiały. Jesteśmy bardzo wdzięczni panom politykom, tak samo jak państwu wszystkim, panu Szajnie szczególnie, panu senatorowi Borczowi, za to że nas popieracie. Bardzo się cieszymy, że również opowiedział za nami pan senator Piotrowicz z PiS-u, przedstawiając stanowisko krośnieńskiego oddziału swojej partii..
Poparła go Katarzyna Walciszek-Stec, kardiolog, asystent: - Jeszcze jest jeden fakt, który przemawia za tym, dlaczego my nie chcemy podpisywać żadnych umów z panem dyrektorem Mariuszem Kocójem. Uważamy jego decyzje za szkodzące państwa zdrowiu i życiu. Nie jesteśmy gołosłowni w poglądach. Mieliśmy tego doskonały przykład, kiedy to pan dyrektor swoją bezzasadną decyzją doprowadził do zamknięcia na klika dni oddziału ginekologicznego w naszym mieście. W związku z tą sytuacją niewiele brakło, a wydarzyłaby się tragedia. Pan ordynator oddziału ginekologii, mimo że nie był wtedy pracownikiem szpitala, w imię tak zwanego wyższego dobra, w imię tak zwanego stanu wyższej konieczności, przyjechał do szpitala i uratował pacjentkę. Gdyby tego nie zrobił, to pan dyrektor byłby odpowiedzialny za tragiczne wydarzenie i jego „przepraszam” nie byłoby wtedy satysfakcjonującym nas zachowaniem. Życie ludzkie, nawet i jedno życie ludzkie, stanowi dla nas wartość najwyższą i mówimy „nie” takim decyzjom, które temu życiu nie służą. Na takie decyzje pana dyrektora, które działają na szkodę naszych pacjentów się nie zgadzamy.
Nie będziemy tu dłużej stali
Józef Guzik, jedne z organizatorów pikiety, wezwał do zakończenia dzisiejszego protestu. Nie wszyscy jednak chcieli usłuchać – Tu zostańmy, dopóki on nie ustąpi – wołali. Podnoszono głosy, że nic nie udało się osiągnąć i trzeba kontynuować protest. Józef Guzik stwierdził, że kto chce, to może przecież zostać, ale ta część, za którą on odpowiada właśnie została zakończona. Termin następnego protestu ustalono na środę, na godzinę 9:00.
Część osób nie rozeszła się, tylko ruszyła do szpitala, wprost pod drzwi dyrekcji. Wraz z nimi poszli śledzić sytuację licznie zgromadzeni dziennikarze. Drzwi jednak były zamknięte. Na nic zdało się wołanie do dziennikarzy TVP, którzy znajdowali się za przeszklonymi drzwiami, by przekręcili klucz znajdujący się w zamku. Kilkadziesiąt osób czekało na korytarzu, emocje i niechęć do dyrektora narastały.
Niektóre osoby udzielały wywiadu dziennikarzom, przedstawiając swoje stanowisko. Pani Maria Domaradzka skarżyła się, że dyrektor zwolnił ją gdy była chora, na zwolnieniu lekarskim – Chciałam wrócić do pracy, ale już zatrudnili na nasze miejsca młodsze. Teraz mam za staż pracy nieco ponad 600 złotych pomostowej, bo mi przysługiwała. Ja bym to oddała dyrektorowi, niech on za tyle żyje.
Inni komentowali – Dlaczego on nas nie chce wpuścić? Przecież nie będziemy go bić! – Trzyma nas tu jak barany. Jedyny mężczyzna, który odważył się zabrać głos w obronie dyrektora, twierdząc, że dobrze robi dyscyplinując lekarzy, niemal natychmiast został zakrzyczany, a nawet grożono mu. Stwierdził, ze osób myślących jak on jest więcej, tylko – Boją się głośno powiedzieć. Stwierdził też, że jego zdaniem na protest wcale nie przyszło tak dużo ludzi w porównaniu do liczby mieszkańców – Przecież to mogą być sami krewni i zausznicy lekarzy, proszę o tym pomyśleć – mówił dziennikarzowi portalu.
Niemal lustrzane odbicie tych argumentów padało z drugiej strony, gdzie zarzucano, że część personelu, która popiera dyrektora jest od niego uzależniona bo dał im pracę, stanowisko, lub zatrudnił kogoś z ich rodziny. Często mówiono też, że dla dobra szpitala lepiej zmienić jednego człowieka, niż zwolnić 120 lekarzy.
Do protestujących na niedługo dołączył Stanisław Piotrowicz. Rozmawiał z zdesperowanymi pacjentami i odpowiedział na kilka pytań. Portal również zadał pytanie związane z zawodowym doświadczeniem senatora jako prokuratora, o rozwiązanie alternatywne dla emocjonalnych protestów i wypowiedzeń z pracy – Wobec dyrektora szpitala padają zarzuty o terroryzowanie załogi, o mobbing. Czy tych zarzutów nie powinna sprawdzić prokuratura? Jeśli to naprawdę jest tak zły i szkodliwy człowiek, to może tak trzeba rozwiązać ten problem? Senator odpowiedział – Nie jestem pewien, ale słyszałem, że chyba taki wniosek wpłynął do prokuratury. Z tym, że takie sprawy mogą ciągnąć się bardzo długo. Dyrektor stwierdził, że nic mu nie wiadomo o takim wniosku do prokuratury.
Nie będzie interwencji policji
Pod zamknięte drzwi wkrótce przybyła wezwana przez dyrekcję policja. Szybko ustalono, że gdy dyrektor będzie chciał opuścić gabinet, to nikt nie może mu w tym przeszkodziić - stanowiłoby to złamanie prawa. – Pan dyrektor opuści budynek na zawsze? – pytano – Jeśli tak to ja mogę mu pomóc się spakować! – wołała jedna z kobiet. Dyrektor jednak z gabinetu nie wyszedł.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że nie chciał wyjść dopóki na korytarzu czekała duża grupa ludzi, a z drugiej strony korytarz publicznego szpitala jest miejscem publicznym i w godzinach otwarcia kto chce, to może tam przebywać. Dopóki nikt nie łamał prawa policja nie miała podstaw do interwencji, jednak pozostała w pobliżu.
Dyrektor wyszedł dopiero po dłuższym czasie, gdy zgromadzonych osób było już znacznie mniej. Odpowiedział na kilka pytań dziennikarzy, podtrzymując swoje wcześniejsze oświadczenie, zapewniając, że szpital będzie pracował normalnie, a wypowiedzenia są nieważne.
Nie będzie spotkania o 13.00
Dyrektor odwołał też planowane na godzinę 13.00 spotkanie z lekarzami. Poinformował, że z „powodu poziomu emocji” takie rozmowy nie mają teraz sensu. Lekarze zareagowali oświadczeniem do mediów, w którym piszą między innymi:
„Byliście świadkami dzisiejszych wydarzeń. Widzieliście styl pracy pana dyrektora i sposób traktowania przez niego prawa. Jak państwo pamiętacie, 3 dni temu przedstawił nam ekspertyzę prawną z której wynika, że nasza umowa o pracę wygasa 30 listopada br. i nie możemy przekroczyć progu naszego szpitala z dniem 1 grudnia. Przez 3 dni dyrektor stworzył w środowisku lokalnej społeczności stan zagrożenia. Dzisiaj wspaniałomyślnie odwołał ewakuację, stwierdzając, że nasze wypowiedzenia umowy o pracę są nieważne. Macie Państwo dzisiaj namacalny dowód manipulacji pana dyrektora. My doświadczamy tego na co dzień od 2 lat. Dyrektor uchyla się od odpowiedzialności za szpital, obarczając nią środowisko lekarskie”
Pytają też: „Jeśli pan wiedział, że nasze wypowiedzenia są bezprawne, to dlaczego przez 3 miesiące trzymał pan to w tajemnicy, wprowadzając wśród pacjentów atmosferę zagrożenia?”
Tymczasem niektórzy pracownicy niższego szczebla, w tym pielęgniarki, dziwili się, dlaczego nikt ich nie zapyta o zdanie. Jednak zapytani, woleli zachować anonimowość, ani nie chcieli wiele opowiadać – Tu pracuje nie tylko 120 lekarzy, ale ponad 1200 innych osób – mówili.
Zapytani o stanowisko dyrektora, który twierdzi na konferencjach prasowych, że popierają go pozostałe grupy zawodowe woleli wyraźnie zachować neutralność – Nie popieramy, ale też nie sprzeciwiamy się. Jednak jedna z pielęgniarek powiedziała, że też chętnie zadałyby różne pytania lekarzom. – Przecież pracujecie w tym samym szpitalu, na tych samych oddziałach, widujecie się niemal codziennie, dlaczego nie zadacie tych pytań ? – zapytałem – Bo oni z nami nie rozmawiają – padła odpowiedź. – Lekarze mają wyższe cele i aspiracje i nie rozmawiają z nami, nie rozmawiają z takim "motłochem" – dodała druga.
- Niedawno pan Antoni Przyprawa mówił, że lekarze występują również w waszej obronie – dopytywałem – podawał przykład zastraszonej pielęgniarki, to jak to jest? Odpowiedz pielęgniarek była zaskakująca - Jesteśmy zastraszone, ale przez lekarzy.
Nie będzie szpitala?
Każda ze stron konfliktu nadal stoi na swoim stanowisku. Dyrektor twierdzi, że jest skłonny do kompromisu, natomiast lekarze twierdzą, że to tylko pozory. Mówią, że nie ufają dyrektorowi.
Kto pierwszy „pęknie”? Dyrektor, marszałek, czy lekarze? Przypomina to raczej chorą „grę w kurczaka”, gdzie dwaj kierowcy jada na siebie rozpędzonymi samochodami. Przegrywa ten, który pierwszy się wystraszy. Problem w tym, że jak nikt nie ustąpi to może dojść do tragicznej katastrofy.
https://www.krosnocity.pl/index.php/aktualnosci/fakty/krosno/item/1991-szpital-niczego-nie-bedzie.html#sigFreeIdb1f0132729
Piotr Dymiński, Mateusz Głód
Foto: Karol Starowiejski
Przeczytaj także: