Wspólne picie alkoholu skończyło się tragicznie. Waldemar B. zadał swojemu sąsiadowi 9 ciosów w głowę i jej okolice, a następnie co najmniej dwa razy uderzył leżącą ofiarę taboretem w głowę.
- Nagle zmienił się, także z wyglądu: wytrzeszczone oczy, napuchnięta twarz, wtedy charczał, już nie komunikował się - zeznawał w swoich wyjaśnieniach na początku procesu oskarżony, twierdząc, że zadając ciosy jedynie bronił się przed agresywnym napastnikiem.
Oskarżony i jego obrońcy podkreślają zły stan zdrowia. Mężczyzna leczy się z powodu padaczki. Waldemar B. twierdzi, że pod koniec zdarzenia rozpoczął się u niego atak padaczkowy.
Lekarka, która leczyła wcześniej oskarżonego zeznała, że podczas napadów padaczkowych jego zdolność rozpoznania, co się z nim dzieje i zdolność oceny otoczenia była mocno ograniczona. - Nie ma właściwej oceny sytuacji, może wykazywać zachowania agresywne, niewłaściwie oceniając zachowania osób postronnych np. uznając je za zagrożenie dla niego samego - dodała lekarka.
Obrona wnioskowała o opinię biegłego ze specjalnością dotycząca epilepsji. Podczas ostatniej rozprawy (18 września) poinformowano, że nie znaleziono takiego biegłego.
Kolejna opinia neurologiczna zostanie przedstawiona pod koniec października.
pd