Nastolatek spragniony estetycznych doznań, nie może w tej dzielnicy spokojnie wykorzystać swoich praw obywatelskich, wolności osobistej i swobody zachowania rodem z amerykańskich romansów typu "Teksańska masakra piłą mechaniczną". Gdy broni swej osobistej wolności bogatym słownictwem z użyciem jakże subtelnych zwrotów typu K**** (autor wypowiedzi być może nawet wie, co to za stworzenie), nijak nie zdobywa posłuchu, a nawet jest poddawany zastraszaniu jakimiś karami lub sądami.
A taka była fajna impreza - ogień, dym i efekty wizualne, gdy przyjechała dyskoteka w czerwonej ciężarówce z polewaczką, widocznie spragniona w niedzielę przedniej zabawy. Co prawda Ci z dyskoteki trochę przesadzili z efektami, bo próbując przysiąść się do reszty towarzystwa, przez przypadek chyba zagasili ognisko fontanną wody, no ale pewnie też im przeszkadzali ci malkontenci, tzn. wapniaki, co nigdy nie zrozumieją dobrej impry. Cóż za brak zrozumienia dla podstawowych potrzeb młodego człowieka! Świadek tych wydarzeń zaobserwował jeszcze jeden budujący fakt - solidarność! Otóż w obronie głównych organizatorów zabawy przy ognisku staje ich atrakcyjna i odważna koleżanka, ściągając na siebie cały impet zupełnie bezpodstawnego ataku, twierdząc, że to ona zapaliła zapałkę. Chwalebne i jakże szlachetne!
W sumie nasze miasto bardzo dba o zapewnienie rozrywki mieszkańcom - jest to zdanie bez żadnego podtekstu. Niedostatecznie jednak, jak widać. Wydaje się całkiem wskazane, by dzielni młodzieńcy zaznali bardziej zajmującej rozrywki, za którą nie płaciliby ich rodzice. Pewnie fajnie byłoby wysyłać pupili na obóz szkoleniowy, np. obsługi łopaty przy pracach publicznych, gdzie pod troskliwą opieką kierownika z perfekcyjną znajomością pewnej odmiany łaciny, może w końcu znaleźliby zaspokojenie potrzeb huśtawki hormonów. W sumie każdy z nas powinien płacić swoje rachunki, bo to honorowe. Jeżeli nie mam z czego, zawsze mogę odpracować - ot prosta rachuba. Najgorsze jest to, że największym problemem, z jakim przychodzi nam się spotkać, to ślepota, głuchota i niemota. Dziś najlepiej niczego nie widzieć, nie słyszeć i o niczym nie mówić. Dlatego pewnie nadal będzie tak jak jest i będziemy psioczyć, narzekać i oskarżać… władze, policję i samego Pana Boga o to, że naszym własnym dzieciom przeszkadzają znaki drogowe, kosze na śmieci i rozmaite bezpańskie urządzenia.
Za podobną do opisanej wyżej głupotę, ponad 20 lat temu, ojciec zlał na przysłowiowe "kwaśne jabłko" niesfornego synalka i nikomu nie przyszło do głowy wzywać milicji za przemoc w rodzinie. Teraz chłopak jest przykładnym ojcem rodziny - jakoś mu to lanie nie zaszkodziło, a dziś z ojcem stanowią zgrany zespół.
Oby nie musieli Państwo podejmować takich działań jak opisane. Obyśmy mogli mieszkać w mieście pozbawionym bezkarnej fantazji, głupoty, idiotyzmu i braku poszanowania dla cudzej…, a tak naprawdę naszej własności. Oby nie trzeba było się bać, że reakcja na zwyczajną młodzieńczą głupotę, spowoduje wendettę skierowaną przeciwko nam, ze strony "gnojków", ale również i ich rodziców, którzy nie mogą zazwyczaj uwierzyć w zarzuty. Cóż - po tym, co od lat oglądam na ulicy, te życzenia wydają się równie utopijne, jak wizja Polski sprawiedliwej, bezpiecznej i dostatniej. Zastanawiam się czy nasz Prezydent nie powinien zatrudnić słynącego z nietypowych rozwiązań Stevena Seagala do zaprowadzenia porządku w naszym miasteczku. Jego metody pasowałyby do modelu rozwiązania bieżącego problemu - taki żart!
Marek Gransicki