Wyrok 6 lat pozbawienia wolności usłyszał Marian M. z Haczowa. Sąd uznał go winnym przekroczenia granic obrony koniecznej - śmiertelnego pchnięcia nożem Mateusza Sz. Wyrok nie jest prawomocny. Rodzina zabitego 25-latka zapowiedziała apelację. Oskarżonego z sali wyprowadzili policjanci, Sąd zastosował wobec niego areszt tymczasowy. Na ogłoszenie wyroku nie stawili się prokurator ani obrońca oskarżonego.
Oskarżony Marian M.
Prokuratura domagała się 12 lat pozbawienia wolności za zabójstwo (art. 148 KK)
Sąd proponował oskarżycielowi zmianę kwalifikacji czynu. - Wysoki sądzie, nie można tutaj mówić o przekroczeniu granic obrony koniecznej, z uwagi na to, że nie było napaści na dobro chronione prawem. Pokrzywdzony nawet wybijając szybę nie zagrażał mieniu pokrzywdzonego bo nie chciał go obrabować, ani nie zagrażał bezpośrednio oskarżonemu, który stał w oddalonym miejscu. Pokrzywdzony tylko chciał dostać się do mieszkania, żeby mówić o obronie koniecznej musi być zagrożenie, a tego zagrożenia nie było - argumentowała 3 marca prokurator.
Oskarżyciele posiłkowi (matka i siostra zabitego 25-latka) oraz ich pełnomocnik popierali stanowisko prokuratury. Pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych podkreślał, że nie ma w tym przypadku proporcjonalności dóbr: ratowanego i poświęconego. - Cóż pokrzywdzony mógł oskarżonemu zrobić? Próbował wejść do domu, który nota bene został zamknięty przez samego oskarżonego, który nie chciał go wpuścić, ale też nie chciał powiedzieć: “odejdź”, “zadzwonię na policję”, nie chciał w inny sposób uniknąć kontaktu z pokrzywdzonym - pełnomocnik prosił Sąd by nie przyjmował “działania w obronie koniecznej” oraz wymierzył karę nawet surowszą niż ta, o którą wnosiła prokurator. Siostra zabitego 25-latka podkreślała, że - Gdyby oskarżony żałował tego co zrobił to by przeprosił, a nie chełpił się tym. Proszę o sprawiedliwy, jak najwyższy wyrok za zabicie brata - stwierdziła siostra poszkodowanego.
Obrońca podkreślał, że spawa nie jest taka prosta. Podważał postawienie zarzutu celowego zabójstwa. Wskazywał, że nie ma motywu tego zabójstwa. - Oskarżony i Mateusz Sz. nie mieli żadnych konfliktów. Dopiero później na potrzeby postępowania tworzy się wersje o nie poczęstowaniu papierosem, pominięciu w kolejce picia - mówił obrońca. Nie zgodził się też z oceną słów poszkodowanego 25-latka, które ten kierował do oskarżonego dobijając się do drzwi. - Wysoki Sądzie, gdyby ktoś przyszedł do prokuratury lub na policję i tak wykrzykiwał to prokuratura na pewno sporządziłaby akt oskarżenia o groźby karalne i takie groźby z pewnością wystąpiły - mówił obrońca Mariana M. - Trudno mówić, że oskarżony się nie bał. W każdej chwili po wejściu przez to okno mógł zaatakować, co najmniej pobić oskarżonego. Nie ma dowodów przeciwnych, które obaliłyby taka obawę - argumentował obrońca. - Oskarżony mógł się bać - wiele razy podkreślał obrońca, który od początku do końca twierdził, że jest to typowy przypadek działania w obronie koniecznej.
Sam oskarżony na posiedzeniu sądu 3 marca wypowiedział tylko jedno zdanie - W zupełności przychylam się do słów mojego obrońcy i czuję się niewinny - stwierdził Marian M.
Co się wydarzyło?
Pewne fakty są bezsporne. Co do innych oskarżony początkowo zaprzeczał, ale później przesłuchiwany przed Sądem przyznał, że miały miejsce. Jednak ocena faktów nie była dla Sądu łatwa. Po mowach końcowych ogłoszono najpierw przerwę, a następnie odłożono ogłoszenie wyroku ze względu na skomplikowany charakter sprawy.
Marian M. został oskarżony, że 28 października 2012 roku w Haczowie około godziny 17 działając z zamiarem zabójstwa ugodził Mateusza Sz. nożem powodując ranę w okolicach lewego barku. W wyniku odniesionych obrażeń poszkodowany w krótkim czasie zmarł. Oskarżony przyznał się, że to on ugodził poszkodowanego nożem.
Już wcześniej oskarżony miał zostać pobity przez poszkodowanego oraz zabrać mu klucz do domu. - Sąd tą okoliczność bierze pod uwagę i przynajmniej częściowo daje oskarżonemu wiarę, że było zdarzenie, w którym stracił klucz - mówił w ustnym uzasadnieniu wyroku Sędzia Artur Lipiński. Poszkodowany miał przy sobie ten klucz, który pasował do domu oskarżonego.
Sędzia podkreślił jednak, że oskarżony nikogo nie zawiadomił o tym fakcie, ani o swoich podejrzeniach, że Mateusz Sz. przyszedł pod jego nieobecność i go okradł. Co więcej spotykał się z pokrzywdzonym, pił z nim alkohol, a nawet wpuścił go do domu. To zdaniem Sądu wskazuje, że nie odczuwał takiego strachu przed pokrzywdzonym, jak utrzymuje obrona.
W krytycznym dniu 28 października oskarżony i poszkodowany spotkali się rano pod sklepem. Oskarżony początkowo nie przyznawał, że już wtedy rano pili alkohol (łącznie było tam 8 osób). - Pokrzywdzony, pomimo młodego wieku miał konflikt z prawem, a pod wpływem alkoholu stawał się agresywny - zaznaczył Sędzia Artur Lipiński.
Tego dnia oskarżony i poszkodowany widzieli się i spożywali alkohol. Spotkali się także podczas meczu, gdy oskarżony Marian M. miał nie zostać poczęstowany papierosem. To zdaniem Sądu sprawiło, że po połowie meczu poszedł do domu. - Oskarżony wiedział, że przyjdzie do niego Mateusz Sz. Wiedział, bo mu o tym powiedział jeszcze na meczu. Oskarżony nie chciał, żeby do niego przychodził, to też nie budzi wątpliwości - mówił Sędzia Lipiński.
- Podczas eksperymentu procesowego oskarżony zachowywał spokój rzeczowo relacjonując przebieg całego zdarzenia, bez żadnych emocji, strachu, bez emocjonalnego zaangażowania. Na uwagę zasługuje okoliczność, że gdy opisywał co zrobił po powrocie do domu powiedział : “przeczuwał, że Mateusz Sz. przyjdzie do niego”. Spożył posiłek i na tym eksperymencie zademonstrował, że nie schował noża, którym zrobił sobie kanapkę tylko, jak powiedział: “zostawiłem ten nóż bo przeczuwałem, że Mateusz przyjdzie do mnie” - mówiła w mowie końcowej 3 marca prokurator. Co działo się dalej? Marian M. zasłonił okna, zgasił światło, zamknął drzwi. Zabarykadował się w domu.
Krytyczny moment
Zgodnie z przewidywaniem Mateusz przyszedł. Miał ze sobą "beczułeczkę" wina i kawę. Chciał się napić z Marianem M. - Mateusz od razu wołał od drzwi, żeby go wpuścić, bo chce się z nim napić. Pokrzywdzony wiedział, że oskarżony jest w domu - mówiła prokurator. Marian M. jednak nie odzywał się, udawał, że go nie ma, albo, że śpi. Mateusz Sz. dobijał się do drzwi, zaczął odgrażać się oskarżonemu. W końcu próbował dostać się do domu w inny sposób. - Oskarżony wiedział, że Mateusz ma klucz do domu, więc zamknął drzwi na tzw. “haczyk”. Okazał się on skuteczny, pokrzywdzonemu nie udało się drzwi otworzyć, pomimo, że próbował szarpać i kopać te drzwi. Oskarżony przysłuchiwał się temu. Czekał co dalej się działo - mówił o ustaleniach Sądu Artur Lipiński - Wtedy [ze strony Mateusza Sz. - przyp. red.] miały paść słowa, że oskarżonego "szlag trafi" gdy pokrzywdzony dostanie się do środka - dodał Sędzia.
Mateusz Sz. podszedł do budynku od innej strony. W tym czasie Marian M. poczekał, aż do chwili gdy pokrzywdzony wybił okno - I z dużą siłą, jak zeznał biegły patomorfolog, ugodził pokrzywdzonego w korpus zadając mu ranę w serce - stwierdziła prokurator w swojej końcowej mowie 3 marca, zaznaczając, że oskarżony z pewnością poczuł, że trafił pokrzywdzonego. Podkreślała przy tym, że nie było to uderzenie ostrzegawcze, np. w rękę, którą poszkodowany włożył do środka chcąc otworzyć okno, tylko uderzenie w serce. Tak też ocenił to Sąd. Artur Lipiński podkreślał, że cios był bardzo silny, bo uszkodził żebra.
Matka poszkodowanego zwracając się do Sądu poddawała w wątpliwość, czy Mateusz Sz. faktycznie wybił okno - Czym miał je wybić? On ręce miał czyste. Wiadomo, że oskarżony sam nieraz okna wybijał - mówiła matka zabitego 25-latka.
Sąd nie przychylił się do tego, uznał, że cios zadano po wybiciu szyby przez pokrzywdzonego. - Trudno mówić, żeby po takim ciosie jeszcze się bał, że pokrzywdzony może coś mu zrobić, ale nie wyszedł i nie zobaczył co się stało się z pokrzywdzonym. Być może wyszedł i zobaczył, ale nie przyzna się do tego bo taka jest jego linia obrony, że nie widział leżącej ofiary. Być może tak było, jest to teraz niestety nie do udowodnienia - mówiła prokurator.
Następnie Marian M. pobiegł do sąsiadki i poprosił by zadzwoniła na policję bo "ktoś się do niego dobijał". Nie powiedział przy tym, że ugodził napastnika nożem, ani, że wiedział kim jest ta osoba, która się dobijała. - Już u sąsiadki przyjmuje postawę obronną - podkreślała prokurator.
Obrońca odmiennie oceniał sytuację. Podkreślał, że krytyczny moment można odtworzyć głównie na podstawie zeznań oskarżonego - Przesłuchiwany biegły psycholog stwierdził, ze oskarżony nie zdradza cech konfabulacji [uzupełnianie brakujących wspomnień informacjami nieprawdziwymi - przyp. red.], zatem możemy te jego wyjaśnienia uznać za wiarygodne - mówił adwokat. - Oskarżony nie chciał się z nim widzieć, takie ma prawo. Idzie, zamyka drzwi, gasi światło, sugeruje, że jego tam nie ma. Czy jeżeli miał rzeczywiście planować zabójstwo, to nie lepiej byłoby żeby zaczaił się w krzakach, albo, żeby go wpuścił do domu? - podkreślał obrońca. - Czy oskarżony mógł się bać pokrzywdzonego? Tak Wysoki Sądzie, mamy na to wiele dowodów - mówił obrońca przytaczająca nawet treść notatki z interwencji policyjnej związanej z pokrzywdzonym. - Oskarżony nadużywał alkoholu, ale nie było na niego nigdy skarg, odwrotnie z pokrzywdzonym, którego ludzie w Haczowie się bali - mówił mecenas powołując się w tym na informacje z policji.
Sędzia Artur Lipiński uzasadniając wyrok powiedział, że oskarżony miał prawo bronić miru domowego dodając, że jednak doszło do przekroczenia obrony. - Poszkodowany miał przy sobie wino, kawę i klucze, jakie stanowił zagrożenie? O jakim strachu mówimy? Biegli wypowiadali się, że nie można mówić o strachu, który uzasadniałby takie działanie oskarżonego - podkreślał Sędzia Artur Lipiński mówiąc, że środek obrony był absolutnie niewspółmierny do zagrożenia.
- Po przedstawieniu zarzutów wobec oskarżonego zastosowany został środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania. Ale po uchyleniu tego środka zaczął on prezentować wśród mieszkańców Haczowa postawę dumną, zwycięscy. Nie postawę osoby, która okazuje skruchę po zabiciu człowieka, ale postawę osoby, która chełpi się tym. To świadczy o tym zamiarze, że to nie było przypadkowe uderzenie i w celach obrony, to było celowe działanie na pozbawienie życia Mateusza Sz. - zwracała uwagę w mowie końcowej prokurator przypominając też opinie biegłych psychologów, którzy podważali obronę opartą na twierdzeniu, że "oskarżony bał się pokrzywdzonego".
- Tego dnia z nim przebywał, spożywał z nim alkohol. Wiedział do jakich zachowań jest zdolny i jakich słów używa - mówiła prokurator - Wpływało to na stan zmniejszenia normalnego poczucia lęku jaki odczuwałby człowiek zaskoczony przez napastnika i nie znający tego napastnika. Tutaj ta sytuacja była inna - zdaniem prokuratury ta sytuacja nie usprawiedliwia tak drastycznego zachowania oskarżonego. - Oskarżony sam zeznał: "widziałem jego rękę, widziałem jego korpus, widziałem jego cień, wiedziałem gdzie się znajduje". Jeżeli ktoś decyduje się na zadanie ciosu nożem z duża siłą w korpus to musi się godzić na to, że może spowodować śmierć. Sąd nie przyjął zamiaru bezpośredniego, że oskarżony chciał zabić, jak to zrobił prokurator w zarzucie aktu oskarżenia, ale przyjął, że oskarżony działał z zamiarem ewentualnym. Czyli godził się na skutek w postaci śmierci i dlatego też takie uderzenie zadał. Oskarżony nie wykonał żadnej czynności, która mogłaby odstraszyć poszkodowanego - stwierdził Sędzia Artur Lipiński.
Ponadto podkreślił, że oskarżony przez cały proces nie wyraził najmniejszej skruchy z powodu śmierci poszkodowanego, pomimo, że na sali siedzi siostra, brat i matka Mateusza Sz. - To zdarza się niezwykle rzadko - zaznaczył Sędzia.
Sąd jednak zdecydowanie przyjął, że oskarżony działał w obronie koniecznej. Sędzia podkreślał, że poszkodowany wybił szybę, wkładał rękę do środka - Nie miał do tego prawa, naruszał ewidentnie mir domowy - stwierdził Artur Lipiński. Dodał, że przy przekroczeniu obrony koniecznej Sąd może dokonać nadzwyczajnego złagodzenia kary polegające na wymierzeniu kary poniżej dolnego progu. - Sąd wziął pod uwagę, że oskarżony nie był do tej pory karany, ale też, że nie wyraził żadnej skruchy - stwierdził Artur Lipiński.
Oskarżony został skazany na 6 lat pozbawienia wolności. Zasądził też nawiązkę na rzecz siostry i matki poszkodowanego w wysokości po 10 tysięcy złotych. Wyrok nie jest prawomocny. Jednak oskarżonego z sali wyprowadzili policjanci, decyzją Sądu został tymczasowo aresztowany na 3 miesiące.
Będzie apelacja
Rodzina Mateusza Sz. zapowiedziała apelację. - Każdy niech we własnym sumieniu sobie odpowie, gdyby jemu zabito syna czy brata, to chciałby, żeby morderca dostał 6 lat czy więcej? - mówił po rozprawie brat zabitego Mateusza Sz. - To był młody chłopak, miał jeszcze czas na poprawę chociaż miał złą opinię. Jest wiele osób, które miały kiepską opinię, a jeszcze wyszły na poczciwych ludzi. On tej szansy nie miał. Moim zdaniem wyrok jest za niski, chociaż on miał złą opinię i nadużywał alkohol - dodał brat Mateusza Sz. Matka i siostra były w zbyt silnych emocjach, żeby komentować sprawę dla zebranych w związku z tym procesem dziennikarzy. Brat Mateusza Sz. zwrócił też uwagę, że niektóre media od razu przedstawiły wszystko jednostronnie, niejako wydając wyrok zanim sprawę rozstrzygnął Sąd.
pd