Od niedawna jest Pan w Krośnie, ale zapewne znany jest Panu temat przewoźników i przystanków poruszany ostatnio przez media, w tym nasz portal?
Mieszkam od niedawna w Krośnie, ale akurat ze swoich okien widzę, co dzieje się na dworcu i na "malutkim dworcu", jak nazywam przystanki na ul. Mielczarskiego. Ze zdumieniem patrzyłem jak mieszkańcy Krosna przemieszczają się pomiędzy dużym i malutkim dworcem. Wygląda to tak, że gdy pasażer spóźni się na kurs na dworcu, to biegnie z torbami te dobre dwieście metrów na Mielczarskiego, odwrotnie jest to samo. Jeżeli nie ma toreb to pół biedy, ale zwykle mają bagaże. Mieszkałem w wielu miastach i nigdzie czegoś takiego nie zaobserwowałem. Druga rzecz: duży plac jest praktycznie pusty, a mały "skrawek" wygląda jak mrowisko. Mrowisko to nie najlepsze określenie, bo tam wydaje się, że jest chaos, ale jest uregulowane, mrówki działają w uporządkowany sposób. Na tym skrawku jest prawdziwy chaos, to jest nieuregulowane w sensie pasa drogowego. To jest ścisk pasażerów i busów. Oni stoją w tym ścisku, gdy tylko zwolni się miejsce to wjeżdża następny bus, blokują się, a to wszystko dzieje się na skrawku nie większym niż 30 na 30 metrów.
Na Dworcu PKS to byłyby 2-3 stanowiska.
Dokładnie tak jest. To paradoksalnie wygląda. Plac, który powinien być centrum komunikacyjnym stoi pusty, a na skrawku, gdzie powinien znajdować się parking (np. dla Full Marketu) jest zajęty przez przewoźników. To, co się tam dzieje przy wyjeździe, jest niebezpieczne, zatarasowana jest często główna droga. Patrzę na to ze zdumieniem, a to jest odległość niespełna 200 metrów od dworca. Poza tym są wymogi ustawowe o poczekalniach itd. Tam na tych przystankach poczekalni nie ma. Za niedługo przyjdą mrozy, wiatry będą wiały, a nie ma gdzie się schronić. Ja na to patrzę jako "obcy mieszkaniec Krosna". Pytanie jest takie: "dlaczego tak się dzieje"?
Przewoźnicy mówią, że cena za korzystanie z dworca jest za wysoka.
Proszę zwrócić uwagę, że jeżeli na dworcu opłata wynosi 3 złote za wjazd, a miasto ustaliło 30-50 gr za korzystanie z przystanku, to z ekonomicznego punktu widzenia przewoźników wybór jest oczywisty. Ja bym na ich miejscu nigdy się stamtąd nie wyniósł!
To jest różnica pomiędzy przystankiem, a dworcem PKS.
To dlaczego miasto tworzy przystanki "Dworzec PKS I" i "Dworzec PKS II"? Tak radni wpisali w uchwałę. Co ten przystanek ma wspólnego z PKS-em? PKS to jest zamknięta forma nazwy firmy. Dlaczego ja, jako prezes PKS w Krośnie, mam legitymizować PKS II? Dlaczego ktoś tam posługuje się nazwą PKS-u? Powiem więcej, my dostaliśmy odmowę i nie możemy tam wjeżdżać. Inni przewoźnicy korzystają z tych przystanków, a PKS-owi odmówiono. To nie jest równe traktowanie. Ja nie rozumiem, dlaczego ktoś posługuje się nazwą PKS na tym miejscu.
Może tak się dzieje dlatego, że PKS jest uznawany za przewoźnika publicznego?
Każdy kojarzy PKS z "zakładem użyteczności publicznej", ale to było kiedyś. W tej chwili PKS jako spółka działająca pod Kodeksem Spółek Handlowych. Działamy na takich samych warunkach, jak konkurencja.
Jesteście takim samym "prywaciarzem"?
Dokładnie tak jest po komercjalizacji, o czym wszyscy wiedzą. Powinno nas obowiązywać równe traktowanie. Na tym wszystkim cierpi wizerunek miasta.
Co Pan ma na myśli?
To, co Krosno posiada to jest piękny zespół staromiejski. Jest naprawdę piękny, jestem zachwycony jak to jest zadbane i skomponowane. I naraz druga część, która powinna być "centrum komunikacyjnym" jest niewykorzystana: z jednej strony pusty plac, a z drugiej chaos. Biorąc pod uwagę ilość kursów i ilość przewożonych pasażerów to tam jest "mały dworzec". To jest moje spostrzeżenie, nie jako prezesa, tylko jako tymczasowego mieszkańca Krosna, który patrzy na to z boku. Jestem zdumiony.
Jak można na to zaradzić?
We wspólnym interesie wszystkich jest zagospodarowanie centrum komunikacyjnego - placu dworca. Pierwszy powód jest od strony ekonomicznej, czyli równego traktowania. Jeżeli cały przepływ pasażerów przechodziłby przez teren Prezydenta i nasz to wpływy z tego tytułu poprawiłyby sytuację wizerunkową tego dworca. Ten wizerunek jest taki trochę kulawy. Duże renomowane firmy już podpisały umowy i wjeżdżają na dworzec. One nie chcą sobie pozwolić na złe traktowanie pasażera, dbają o swój wizerunek.
Co z pozostałymi, jak można ich zachęcić?
Zrobiłem sobie takie zestawienie cen wjazdów na dworce w miastach porównywalnych jak Krosno. Te ceny mieszczą się granicach od 4 do 10 złotych. Czyli nasza cena jest poniżej średniej. Jest to znacznie więcej niż "opłata przystankowa". Przewoźnicy przyzwyczaili się do niemal bezpłatnego korzystania z przywilejów jakie daje dworzec. My jesteśmy otwarci na to, żeby na dworzec wpuścić wszystkich przewoźników. Na tym dużym terenie każdy może mieć swój przystanek. Jeżeli cena jest za wysoka, to siądźmy do stołu i rozmawiajmy. Jak ktoś ma dużo kursów to ustalmy opłatę "abonamentową". Negocjujmy, z każdym możemy ustalić indywidualnie ceny.
Czyli każdy miałby swoje stanowisko? Może lepsze byłoby ułożenie wspólnego rozkładu w określonych kierunkach, tak jak to funkcjonuje na wielu dworcach?
O, to już byłoby bardziej skomplikowane Panie Redaktorze. Pan już wymaga bardziej przejrzystego obrazu dla klienta, a dzisiaj jest taka sytuacja, że jeszcze nie mówimy o kliencie tylko o przewoźnikach, o tym czy to jest przystanek, czy "mały dworzec". Dzisiaj chcę powiedzieć, że PKS, który zarządza dużym dworcem w imieniu swoim i Prezydenta, jest otwarty na to, by przyszli do nas przewoźnicy. Warunki umowy powinny spełniać warunki obu stron. Natomiast nie ma praktycznie żadnej reakcji przewoźników, więc ja rozumiem, że im pasuje obecna sytuacja, może nie wizerunkowo, ale biznesowo odpowiada im operowanie z "małego dworca".
Jak można Pana zdaniem zagospodarować teren wokół dworca?
Nie tylko jako centrum komunikacyjne, ale też jako centrum handlowe. Proszę zwrócić uwagę, że przy dworcu jest duży teren, który można zagospodarować na obiekty handlowe, jest budynek przejmowany od PKP, który Prezydent może zagospodarować. Jest postój taksówek. To wszystko się dobrze komponuje, bo jest też ten duży dworzec, gdzie wszyscy przewoźnicy się zmieszczą. Trzeba zainicjować coś, żeby powstało to centrum komunikacyjne.
Dlaczego to się nie udaje?
W wielkim skrócie: prowizorki najdłużej trwają. Rozmawiałem z Prezydentem i wiem, że chce te zaszłości naprawić. Jest wola Prezydenta, jest nasza wola, ale czy jest wola przewoźników? Oni nawet nie siadają do rozmów. To tak jakby ktoś powiedział: "nie wszedłem na targ, bo jabłka były po 15 złotych", a życie jest takie, że generalnie wszystko negocjujemy, trzeba spróbować. Każdy przewoźnik prowadzi działalność gospodarczą, wiec dobrze o tym wiedzą, że wszystko jest do negocjacji. Z jednej strony chcemy zarabiać, a z drugiej chcemy zapewnić komfort pasażerom.
Mówiąc o pasażerach. Jakie zmiany czekają pasażerów, jeżeli chodzi o kursy PKS?
Już 1 października został wprowadzony "nowy-stary" rozkład jazdy. On wywołał pewne reperkusje. My zdajemy sobie sprawę, że ta zmiana wywołała różne odczucia. Rozkład jazdy staramy się dopasować do potrzeb mieszkańców, ale tak, żeby przewóz pasażerów był opłacalny dla spółki. Odchodzimy od naleciałości i patologii, jakie narosły w przeciągu wielu lat. Kursy były często uzależnione od tego, gdzie kierowca mieszka albo od tego, gdzie kierowca chciał jechać. Teraz zmieniamy przyzwyczajenia.
Czy zmiana przyzwyczajeń jest możliwa?
To jest bardzo trudne. Słyszę: "ale prezesie, tak zawsze było". Odpowiadam, że tak było, gdy przedsiębiorstwo było "użyteczności publicznej". Musimy dostosować się do wymogów rynku. Wielu kierowców rezygnuje, wielu też jest przyjmowanych, ale te zmiany odbijają się na regularności kursów. Chcemy utrzymać rentowne trasy, dopełnić umów, żeby młodzież dotarła do szkół, pracownicy do zakładów pracy. Dalej chcemy rozbudować połączenia na linie "średniodystansowe": Sanok, Jasło, Brzozów. Następnie dodajemy dalekie trasy: Kraków, Warszawa. Wiele z tych tras konkurencja już dobrze obsadziła.
Jeżeli przez ostatnie lata traciło się trasy, to teraz trudno jest z powrotem na nie wejść. Zdaję sobie z tego sprawę. Zmiany byłyby łatwiejsze, gdyby nie zła sytuacja finansowa spółki. Ja chcę uratować PKS, podjąłem się tego wyzwania, ale cudotwórcą na pewno nie jestem. Staram się pokazać prawdę "jak jest" i pokazać co można zrobić. Moje wykształcenie to między innymi europejski model zarządzania, ze szczególnym uwzględnieniem "zarządzania w kryzysie". Ja zwykle wchodzę do spółek w sytuacjach kryzysowych, moja praca polega na zdiagnozowaniu sytuacji, wyjściu z kryzysu i pozostawieniu spółki następnemu zarządzającemu.
Dziękuję za rozmowę.
Z prezesem PKS, Stanisławem Wedlerem rozmawiał Piotr Dymiński.