O sprawie informowaliśmy tutaj: Stop bzdurom: "Rząd okradł Krosno z 44 milionów"
Przedwyborczy apel zamieściła radna PO, Daria Balon. Zawierał nieprawdziwe informacje i bardzo poważny, ale fałszywy, zarzut okradania miasta.
O komentarz zwróciliśmy się do Przewodniczącego Rady Miasta, Pana Zbigniewa Kubita.
Otrzymaliśmy zaskakującą odpowiedź.
Po pierwsze Pan Przewodniczący poinformował, że na sali narad, ani w całym budynku, nie wolno prowadzić agitacji wyborczej. To nic dziwnego, bo wynika to z ogólnego zakazu agitowania w budynkach administracji publicznej.
Po drugie Pan Kubit uznał, że "manifest radnej"... nie jest agitacją. Rozpowszechnianie fałszywych zarzutów w czasie kampanii wyborczej, połączone z apelem "pamiętaj o tym 15 października" (data wyborów), nie stanowi agitacji? To dziwna interpretacja.
Następnie Pan Kubit uzasadnił, że to nie agitacja "tylko fakty powszechnie znane". Mówimy w tym momencie o stanie wiedzy Przewodniczącego Miasta, który stwierdzenie "rząd okradł miasto" uznaje za …fakt. Pomimo, że mowa jest o szacowanym ubytku z tytułu zmian podatkowych, który został zrekompensowany kwotą o 8 mln wyższą.
I najciekawsze na koniec, chociaż Pan Kubit nie zauważa nic niewłaściwego w zachowaniu radnej, to poinformował, że po sesji odbył z nią rozmowę, "w celu uniknięcia takich sytuacji w przyszłości". Jeżeli wszystko było prawidłowo, to czego mamy unikać w przyszłości?
Jeśli to nie była agitacja, to takie sytuacja mogą się powtarzać i podobne manifesty może przynosić na salę każdy. Natomiast jeżeli było to zachowanie nieprawidłowe, to Przewodniczący, odpowiedzialny za przebieg obrad, powinien chyba zareagować od razu, a nie po sesji? Czy ktoś coś z tego rozumie? Czy może jedynym powodem pobłażliwości jest to, że bez głosu radnej Balon, Klub Pana Kubita po prostu nie miałby większości w Radzie?