Do tragicznego zdarzenia doszło pod koniec marca ubiegłego roku. Proces rozpoczął się w styczniu. Wiesława P. została oskarżona o to, że zadała mężowi Leszkowi P cios nożem kuchennym, w wyniku czego ten doznał poważnego uszczerbku na zdrowiu. Rana znajdowała się w okolicy kolana, doszło do uszkodzenia dużych naczyń krwionośnych. Z powodu utraty krwi nastąpił wstrząs hipowolemiczny, a w wyniku tego mężczyzna pomimo udzielenia pomocy i przewiezienia do szpitala zmarł. Zarzuty postawione są na podstawie Art 156 Kodeksu Karnego, chodzi o spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, którego następstwem jest śmierć.
Oskarżona twierdzi, że jej mąż był agresywny i nadużywał alkoholu. Ponadto mówi, że w chwili tragicznego w skutkach użycia noża po prostu się broniła.
Zeznania świadków przesłuchiwanych w sprawie są bardzo sprzeczne. Fakty, co do których są najbardziej zgodni są takie: poszkodowany mąż nadużywał alkoholu, a oskarżona kobieta miała innego mężczyznę.
"On był spokojny, to ona go biła"
Na ostatniej rozprawie zeznania złożyła matka zabitego mężczyzny. Powiedziała, że "syn nie może się bronić" i dlatego będzie zeznawać. Matka mieszka w sąsiedztwie domu, gdzie doszło do tragedii - W czasie zdarzenia nie było mnie w domu - zeznała. O tragedii dowiedziała się od policji, gdy zobaczyła karetki i policję pod domem. Dodała, że sam widok radiowozu jej nie dziwił - Tam często synowa wzywała policję. Wiele razy to były nieuzasadnione wezwania - zeznała.
Kobieta opowiedziała, że była świadkiem jak policja przyjechała, gdy jej syn ledwo wszedł do domu. - Z Chorkówki nie mogliby tak szybko dojechać. Policja musiała być wezwana, gdy syn był jeszcze na mostku, zanim wszedł do domu. Policja syna zabrała, a synowa po 5 minutach wsiadła w samochód i pojechała do Krosna - mówiła przed Sądem matka poszkodowanego mężczyzny.
Zeznała, że przy niej syn nigdy nie uderzył żony. - Natomiast odwrotnie to byłam świadkiem - relacjonowała matka poszkodowanego. - Po raz pierwszy miało to miejsce półtora roku po ślubie. Wieczorem synowa z tatusiem przywieźli Leszka. Nie był pijany, ale był po alkoholu, z rozbitą głową, zakrwawiony. "Przywieźliśmy Ci Leszka" - tak powiedział jego teść - zeznawała kobieta, następnie powiedziała jak miały powstać obrażenia. - Syn opowiedział mi jak doszło do tego incydentu. Leszek przyszedł wieczorem i chciał się położyć spać. Żona zaczęła się awanturować, żeby powiedział "z kim i gdzie był" i tak dalej. Ponieważ on się nie odzywał, to ona chwyciła butelkę z oranżadą i uderzyła go w głowę tak, ze ta butelka się rozbiła i rozcięła mu głowę - mówiła matka, dodając, że oskarżona temu nie zaprzeczyła, a syn nie był agresywny.
Teściowa podkreślała, że syn bardzo kochał żonę i zawsze mówił o niej z czułością "Wiesia" lub "Isiorek". Podała też inny przykład przemocy, która spotykała jej syna ze strony żony. Miało to się wydarzyć podczas prac przed domem prowadzonych wraz z ojcem. Poszkodowany Leszek P. zdaniem swojej matki wypił wtedy jedno lub dwa piwa. - Gdy żona to zobaczyła od razu podeszła i go uderzyła w twarz tak, że polała się krew. Zaczęła go wyzywać - mówiła teściowa oskarżonej. - Syn nie miał w domu ciepła rodzinnego, tylko prawdziwe piekło - teściowa oskarżonej dodała też, że synowa miała kochanka, a syn wiedział o tym. - Wybrał najgorszą drogę, zaczął nadużywać alkoholu, ale jeszcze mimo wszystko pracował - relacjonowała teściowa. Podkreślała, że miała dobry kontakt z synem, a ten jej zawsze pomagał. Dodała, że jej syn nigdy nie przeklinał, więc jej zdaniem to niemożliwe, żeby syn zaczął awanturę i wyzywał żonę. - Natomiast ją słyszałam nieraz. Dobrze do domu nie weszła, a już krzyczała i przeklinała. Mnie ciężko jest powtarzać te słowa - zeznawała teściowa.
Przytaczając ślady obrażeń jakie widziała u syna, stwierdziła, że akty agresji ze strony żony były na porządku dziennym. Poinformowała też, że synowa nie wpuszczała syna do domu, w tym blokowała od wewnątrz zamek, pozostawiając w nim klucz. Odpowiadając na pytania powiedziała, że syn nawet po alkoholu nie był agresywny ani nie przeklinał. Potwierdzało to kilkoro innych świadków przesłuchiwanych tego samego dnia. Ich zdaniem Leszek P. pod wpływem alkoholu najwyżej "tłukł się w kuchni", "ględził", robił się natarczywy, uciążliwy, chciał rozmawiać, ale nie był agresywny.
Teściowa oskarżonej przyznała, że jej syn nadużywał alkoholu, zaznaczyła jednak, że nigdy tego nie aprobowała. Inni świadkowie też byli zgodni, co do nadużywania alkoholu, do tego stopnia, że w ostatnim czasie przed śmiercią miał być pijany nawet co drugi dzień. Córka oskarżonej potwierdziła z jednej strony, że tato nigdy przy niej nie przeklinał ani nie uderzył jej czy mamy. Z drugiej strony zeznała, że tata coraz częściej nadużywał alkoholu, a mama bała się go, zamykała się przed nim oraz pokazywała jej ślady, które miały być skutkiem przemocy ze strony taty. Córka zrelacjonowała także, że tata wspominał o przypadkach przemocy ze strony mamy oraz, że tata wiedział o "bliskim znajomym" mamy. Córka odpowiadając na pytania stwierdziła, że nie może wykluczyć, że tata mógł się inaczej zachowywać przy niej, a inaczej pod jej nieobecność.
"Dużo pił i się awanturował"
Po zeznaniach teściowej oskarżona złożyła oświadczenie. Przede wszystkim odniosła się do zarzutu uderzenia męża butelką - Maż wrócił bardzo pijany i już był w takim stanie. Był bardzo zakrwawiony. Gdy wrócił w takim stanie faktycznie zabraliśmy go i zawieźliśmy do jego mamusi - mówiła oskarżona.
Tato oskarżonej zeznawał, że początek poważnych problemów był, gdy otrzymał telefon, by natychmiast jechać do córki, bo jest groźna awantura. - Wszedłem do korytarza i zobaczyłem tam zięcia. Gdy mnie zobaczył, zaczął wykrzykiwać ostrymi słowami, wulgarnymi na mnie i na córkę - zeznawał starszy mężczyzna - Powiedziałem do niego "na mnie proszę tak nie krzyczeć". Córka mnie usłyszała i zeszła z góry po schodach. Zięć ode mnie odskoczył i złapał córkę za szyję i włosy. Ona zawołała "tatusiu, ratunku, bo mnie udusi" - relacjonując dalsze wydarzenia, mężczyzna opisał Sądowi jak zaatakował zięcia, uderzając go. - Córka została uwolniona z jego niebezpiecznych rąk. Zięć był niesamowicie pijany - zeznawał. Agresywnego mężczyznę miała uspokoić dopiero groźba wezwania policji.
Ojciec oskarżonej opisał jeszcze jedną awanturę wszczętą przez zięcia pod wpływem alkoholu.
Odmienne wersje dotyczyły nie tylko agresji i spożywania alkoholu. Sąd wysłuchał też sprzecznych wersji na temat długów, jakie miał zaciągnąć poszkodowany, gdy stracił pracę. Zdaniem teściowej oskarżonej była to jedna pożyczka, na podjazd, który chciał wyremontować dla wygody żony. W spłacie pomogła mu matka, która sama zaciągnęła w tym celu kredyt, przyznała jednak, że część pieniędzy jej syn Leszek P. przepił.
- Zięć nabrał kredytów w banku, nawet w różnych bankach. Zadłużeń nie spłacał. Gdy przychodziły wezwania to on je niszczył. Na domu zawisły długi - mówił ojciec oskarżonej.
W postępowaniu przesłuchani zostaną kolejni świadkowie.
pd