Do zdarzenia doszło w nocy z 9-10 czerwca (zobacz: Śmiertelne pobicie na Staszica. Trzej podejrzani w areszcie). Sędzia Arkadiusz Trojanowski kilka razy zwracał uwagę, że był to zatarg pomiędzy osobami z tzw. "marginesu społecznego", a do pobicia doszło w miejscu, które zwykło się nazywać "meliną". Sprawcy znali swoje ofiary, często pili z nimi alkohol, a także wspólnie nagabywali pod sklepem przypadkowe osoby o drobne kwoty, by zdobyć pieniądze na kolejne wino.
Paweł P., Marcin Sz. i Krzysztof S. byli wcześniej karani. Paweł P. i Marcin Sz. działali w warunkach tzw. recydywy.
Co się wydarzyło?
W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia relacjonował ustalenia co do przebiegu zdarzeń. Podkreślał, że do przestępstwa doszło wśród osób z marginesu społecznego, dawniej określanych, jako "prowadzących pasożytniczy tryb życia".
- Osoby bez stałego miejsca zamieszkania, które całe dnie spędzały żebrząc pod sklepami o pieniądze od przypadkowych osób, żeby za te pieniądze zakupić najtańszy alkohol. Oskarżeni i pokrzywdzeni się znali. Pili wspólnie alkohol - mówił sędzia.
Rozbój: łupem padło tanie wino i dwa papierosy
Podobnie wyglądał dzień poprzedzający pobicie dwóch mężczyzn. Mężczyźni zaczepiali o drobne kwoty klientów "Biedronki". Po godzinie zamknięcia sklepu udali się pod pobliski sklep nocny. Tam po wino przyszedł Zygmunt M. Trzej mężczyźni mieli do niego pretensje, o to, że zdobył pieniądze na wino na własną rękę. Chcieli się dowiedzieć skąd je wziął. Poszli za nim. Do rozboju doszło po drodze, najbardziej aktywnym napastnikiem był Marcin Sz., ale wszyscy trzej brali udział w przestępstwie. Poszkodowanemu zrabowali tanie wino i dwa papierosy.
Drugi rozbój na "melinie"
Na tym się nie skończyło. Mężczyźni dalej poszli za Zygmuntem M. i jeszcze zabrali mu klucze do mieszkania, służącego jako "melina", częste miejsce spotkań alkoholowych. Nadal chcieli dowiedzieć się skąd w ogóle Zygmunt M. miał pieniądze na wino. Do eskalacji przemocy doszło w mieszkaniu. Był tam też Paweł M. (późniejsza ofiara śmiertelnego pobicia), który gdy zauważył, że Zygmunt M. został pobity, próbował nieco oddalić się i przez komórkę wezwać policję. To dodatkowo wzburzyło oskarżonych. Paweł P. podszedł do Pawła M., najpierw pytał gdzie tamten dzwoni, a gdy nie uwierzył w odpowiedź, że "do znajomej", uderzył Pawła M. i odebrał mu telefon. Obawiając się interwencji policji mężczyźni opuścili mieszkanie, poszli pić alkohol na osiedlu im. Markiewicza.
Ponowne pobicie
Wrócili później. Sędzia zaznaczył, że w mieszkaniu nie było prądu, było oświetlane świeczkami, wszędzie były porozrzucane ubrania i różne sprzęty - Widok robi wrażenie przygnębiające - powiedział sędzia. Poza oskarżonymi i poszkodowanymi przebywał tam jeszcze Zenon D., jedyny świadek późniejszego pobicia.
Co mogło spowodować pobicie? Jednym z motywów mógł być konflikt między Marcinem Sz., a Zygmuntem M. Marcin Sz. miał mieć pretensje o to, że Zygmunt M. chciał się go pozbyć z mieszkania. Potwierdza to znajdująca się w aktach sprawy dokumentacja z wcześniejszej interwencji policji, która została wezwana, gdy Marcin Sz. nie chciał dobrowolnie opuścić lokalu. Według dokonanych ustaleń wszyscy trzej oskarżeni byli agresywni, bili i kopali Zygmunta M. Zenon D. nie został pobity. Jeden z oskarżonych, Paweł P. twierdzi, że to jego zasługa. Gdy bito Zygmunta M. do mieszkania przyszedł Paweł M., który zaczął się upominać o swój telefon komórkowy. Jego także pobito. Dochodziło też do równoczesnego bicia Zygmunta M. i Pawła M. Po pewnym czasie oskarżeniu zauważyli, że Zygmunt M. charczy, a Paweł M. był cicho.
Wezwali pogotowie. Jedna z ofiar nie żyła
Stwierdzili, że nie ma pulsu, a Paweł P. wezwał pogotowie. Krzysztof S. twierdzi, że był przeszkolony z pierwszej pomocy, więc próbował ratować Pawła M. Są to praktycznie jedyne okoliczności łagodzące w sprawie. Na miejsce przyjechała policja. Funkcjonariusze zatrzymali wszystkich trzech podejrzanych.
W wyniku pobicia i doznanych obrażeń Paweł M. zmarł., a Zygmunt M. doznał bardzo poważnych obrażeń zagrażających życiu. Niewiele pamięta z tej nocy, co może być skutkiem urazów głowy.
Oskarżeni mężczyźni początkowo nie przyznawali się do udziału w pobiciu. Każdy minimalizował swój udział. W końcu najszersze wyjaśnienia złożył Paweł P. Oskarżony Marcin Sz. od początku konsekwentnie mówił, że z powodu choroby alkoholowej cierpi na luki w pamięci, nie pamięta zdarzenia, ma najwyżej "przebłyski". Ostatecznie 12 stycznia przed sądem przyznał się do wszystkich zarzutów, podtrzymując, że niewiele pamięta, ale nie wyklucza, że tak właśnie było. Także Krzysztof S. przyznał się do zarzucanych czynów, wcześniejsze zeznania, w których mówił inaczej przypisał kłopotom z pamięcią.
Wyrok
Mężczyźni zostali uznani winnymi pobicia Pawła M. ze skutkiem śmiertelnym, pobicia Zygmunta M. ze spowodowaniem obrażeń ciała zagrażających życiu i zdrowiu, rozboju dokonanego na Zygmuncie M., a dodatkowo Paweł P. odpowiadał za rozbój dokonany na Pawle M.
Paweł P. został skazany łącznie na 6 i pół roku, Marcin Sz. na 5 i pół roku, a Krzysztof S. na 5 lat pozbawienia wolności. Krzysztofowi S. nie zaliczono na poczet wykonywanej kary okresu tymczasowego aresztowania, ponieważ w trakcie postępowania odbywał karę za wcześniejsze przestępstwo. Wyrok nie jest prawomocny.
Przyznali się i poddali się karze
Prokurator, obrońcy i oskarżyciel posiłkowy porozumieli się co do wymiaru kary. Sąd zaaprobował porozumienie, dokonując jedynie niewielkich korekt w karach cząstkowych za poszczególne czyny, by były konsekwentne i odzwierciedlały udział sprawców w sprawie. Kary łączne wymierzono oskarżonym zgodnie z uzgodnionymi propozycjami. Wszyscy trzej zostali też zobowiązani do solidarnego wypłacenia poszkodowanemu 60 tysięcy złotych tytułem częściowego odszkodowania.
pd
Fot. Piotr Dymiński