Proces Waldemara B. rozpoczął się na początku roku: Zabójstwo w Rymanowie: Waldemar B. nie przyznaje się do winy
Mężczyźni byli znajomymi od kilku lat, Waldemar B. kupił od Piotra K. działkę, na której ma domek letniskowy. Właśnie ten domek w Rymanowie-Zdroju stał się miejscem tragicznego zdarzenia.
Waldemar B. twierdzi, że tylko się bronił przed przyjacielem, który nagle stał się agresywny. - Nagle Piotr K. z nieznanych mi przyczyn zaczął na mnie krzyczeć: "ja cię k*rwa zabije!" - relacjonował w swoich wyjaśnieniach na początku procesu Waldemar B.
Następnie Piotr K. miał gwałtownie wstać, rzucić się na Waldemara B. i zacząć go dusić. - Miał bardzo dziwne spojrzenie, nigdy wcześniej go nie widziałem w takim stanie - kontynuuje oskarżony. Nagle zmienił się, także z wyglądu: wytrzeszczone oczy, napuchnięta twarz. Wtedy charczał, nie komunikował się - twierdził oskarżony.
Jego zdaniem podczas walki tylko się bronił, a uderzenia taboretem miały pozbawić napastnika przytomności. Oskarżony podkreśla, że czuł zbliżający się napad padaczki, dlatego chciał ogłuszyć przeciwnika. Dodał też, że to on wezwał policję i służby ratunkowe, zeznawał i udzielał wyjaśnień. Mężczyzna czuje się niewinny. Na ostatniej rozprawie wyraził (na piśmie) żal z powodu śmierci sąsiada, ale zaznaczył, że to nie jest skrucha z powodu popełnienia przestępstwa, bo przestępcą się nie czuje. Powołuje się przy tym na art 25 Kodeksu Karnego o "obronie koniecznej", zgodnie z którym osoba odpierająca bezpośredni zamach nie popełnia przestępstwa.
Oskarżony mężczyzna był wykładowcą akademickim, pracował w instytucjach publicznych zajmujących się między innymi zdrowiem i zwalczaniem chorób zakaźnych.
Prokurator podtrzymuje, że doszło do zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem. Zdaniem oskarżyciela mężczyźni najpierw pili razem alkohol, a następnie doszło do awantury, w której oskarżony zadał ofierze 9 ciosów nożem w głowę i szyję, a następnie dobił leżącego silnymi uderzeniami taboretem w twarz.
Prokurator przekonuje, że obrażenia jakich doznał Waldemar B. nie potwierdzają wersji oskarżonego. Waldemar B. twierdzi, że miał być silnie duszony, podczas gdy śladami są jedynie niewielkie otarcia okolic szyi. Prokurator żąda kary 25 lat pozbawienia wolności. Dalej idące są oczekiwania oskarżycieli posiłkowych, którzy domagają się dożywocia i nawiązek: 150 tysięcy złotych dla wdowy i po 100 tysięcy złotych dla każdego z synów poszkodowanego.
Obrońcy starają się podważać wersję prokuratury. Wskazują, że Waldemar B. nie miał powodu, żeby atakować poszkodowanego. Nie zwabił Piotra K. do swojego domku. W chwili tragicznego zdarzenia mocno grzał w domku, żeby odmrozić wodę w rurach, było gorąco, więc chodził po domku boso i niekompletnie ubrany. Był też oddalony od drzwi, pomiędzy nim, a wyjściem znajdował się Piotr K. Zdaniem obrońców doszło do ataku Piotra K. a Waldemar B. nie miał możliwości ucieczki, mógł tylko się bronić.
Obrońcy chcą zmiany kwalifikacji czynu, sugerują kilka propozycji, w tym "obronę konieczną" i odstąpienie od kary, lub nadzwyczajne złagodzenie kary, gdyby sąd uznał, że doszło do przekroczenia granic obrony koniecznej (uderzanie taboretem gdy Piotr K. już leżał, być może nieprzytomny).
Całkowicie kwestionują, by miało dojść do morderstwa z premedytacją i szczególnym okrucieństwem. Podkreślają, że nie można mówić, by Waldemar B. miał zamiar popełnienia morderstwa, a jego stan psychiczny zdaniem obrońców ma wykluczać celowe okrucieństwo.
Wyrok w sprawie zostanie ogłoszony w przyszłym tygodniu. Sędzia Arkadiusz Trojanowski podkreślił, że sprawa ma skomplikowany charakter.
pd