Akcja lewicy odbywa się w kontekście wyroku Trybunału Konstytucyjnego, którego konsekwencją jest realny zakaz aborcji z powodu ciężkiego, nieodwracalnego uszkodzenia płodu. Była to jedna z głównych przyczyn protestów odbywających się pod hasłem "Strajk Kobiet".
Łukasz Rydzik, szef biura poselskiego stwierdził, że dla kobiety może być wielkim obciążeniem psychicznym konieczność kontynuowania ciąży w przypadku, gdy wiadomo, że płód jest obarczony wadą genetyczną i tak czy inaczej jest skazany na śmierć. Łukasz Rydzik powiedział, że w tej sprawie odbywały się masowe protesty. Spadek liczby protestujących tłumaczył wzrostem zakażeń i represjami wobec protestujących.
Julita Świątek, uczestniczka "Strajków Kobiet" przedstawiła sprawę ze swojej perspektywy. Stwierdziła, że kobiety są zmuszone do wychodzenia na ulicę, bo ich prawa są ograniczane. Podkreśliła, że każda kobieta powinna mieć prawo do legalnej aborcji i że tylko ona, przy wsparciu partnera i rodziny może podejmować decyzje o urodzeniu bądź nie, a politycy nie mają prawa podejmować tej decyzji za kobiety.
- Kto śmie podejmować za kobietę takie decyzje, nie wiedząc, czy jest na tyle silna psychicznie żeby wychować niepełnosprawne dziecko, czy dziecko z gwałtu - mówiła.
Wskazała przy tym brak rzetelnej edukacji seksualnej jako źródło problemu, powiedziała, że młodzież czerpie wiedzę z przypadkowych źródeł w Internecie, również z tych pornograficznych. Wspomniała przy tym o fundacji #SEXEDpl założonej przez Anię Rubik.
- Czy to nie jest wstyd, że edukację seksualną organizuje modelka? Czy młodzież nie powinna mieć dostępu do edukacji w szkole? - pyta retorycznie Julita.
Łukasz Rydzik przekonywał, że lekarze mogą bać się wykonywać jakichkolwiek czynności w obawie o oskarżenie o pomoc w dokonaniu aborcji, co może skutkować brakiem pomocy dla kobiety w zagrożonej ciąży. W skrajnych przypadkach kobieta może brak takiej pomocy przypłacić życiem. Mówił przy tym o proponowanej przez lewicę "ustawie ratunkowej".