Do tragicznych w skutkach wydarzeń doszło w noc sylwestrową z 2014 na 2015 rok, niemal dokładnie o północy, w Bukowinie Tatrzańskiej. Ze względu na to, że poszkodowani oraz znaczna część świadków i oskarżyciele posiłkowi mieszkają w gm. Jedlicze, postanowiono przenieść proces do Sądu Okręgowego w Krośnie.
Proces Gruzina oskarżonego o zabicie mieszkańca gm. Jedlicze i usiłowanie zabójstwa drugiego młodego człowieka toczył się od września ubiegłego roku.
Przed sądem przedstawiano dowody i przesłuchiwano świadków.
Zobacz:
- Ruszył proces Gruzina oskarżonego o zabójstwo
- Zabójstwo mieszkańca Jedlicza: nowy świadek z Internetu
- Proces Gruzina oskarżonego o zabójstwo: zakrwawiona koszula i zarzucanie kłamstw na sali sądowej
31 maja wygłoszono mowy końcowe. Tego samego dnia po blisko dwugodzinnej naradzie sąd wydał wyrok.
Obrona i oskarżenie przedstawiały przeciwne wersje wydarzeń.
Oskarżenie
Zdaniem oskarżenia Gruzini zbyt agresywnie reagowali na osoby pod wpływem alkoholu i na nieszkodliwe zaczepki. Zdaniem oskarżenia Beka B. nadmiernie reagował na zachowania i wypowiedzi, na które w ogóle nie powinien reagować. Sam Beka B. miał zachowywać się przy tym wulgarnie i prowokacyjnie wciągając mężczyzn z Jedlicza do walki. W walce miał przewagę, bo znał judo w stopniu mistrzowskim i był trzeźwy. Jedliczanie pod wpływem alkoholu nie stanowili dla niego żadnego zagrożenia, więc "przestawiał ich, jak pionki".
Gruzin miał być tego wieczoru sfrustrowany różnymi okolicznościami, takimi jak atmosfera w lokalu, która mu nie odpowiadała. Swoją frustrację zdaniem oskarżenia chciał rozładować, zabijając chłopców, których wcześniej wciągnął w słabo oświetlone miejsce.
Zdaniem oskarżycieli do tragicznego finału nie doszłoby, gdyby właściciel lokalu wyprosił zawczasu Gruzinów, albo Gruzini po prostu odjechali (zdaniem oskarżenia mieli taką możliwość). Ewentualnie zdaniem pełnomocnika oskarżyciela posiłkowego rodziny Gruzinów mogły zostać w samochodzie, tak jak ludzie na safari, którzy są bezpieczni w aucie, pomimo, że wkoło są niebezpieczne zwierzęta. Oskarżenie przekonywało, że gdyby Gruzini nie wysiedli z samochodu, to nic złego by się nie stało, a jednak Gruzini wysiedli, a sam Beka B. dążył do starcia.
Prokurator Rafał Porębski z zakopiańskiej prokuratury zażądał za zarzucane czyny łącznej kary pozbawienia wolności na 15 lat. Przekonywał, że chociaż obie grupy były agresywne, to w przedmiotowej sprawie nie może być mowy o zastosowaniu przepisów o obronie koniecznej. Zdaniem oskarżenia Beka B. prowokował i zachęcał do starcia, a zatem stracił prawo do korzystania z art 25 KK mówiącego o obronie koniecznej. Podkreślał to także pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych.
Stwierdził on, że chłopcy z Jedlicza mogli mieć najwyżej tępe noże pochodzące z zastawy stołowej lokalu. Taki nóż został znaleziony w pobliżu miejsca, gdzie zadano ciosy. Nie mógł on być jednak narzędziem zbrodni, o czym przekonywał oskarżyciel. Uznał on, że nieprawdą jest, by Beka B. zadawał ciosy nożem, który wyrwał jednemu z członków z grupy z Jedlicza.
Ojciec zabitego Artura S. przekonywał, że ze strony mężczyzn z Jedlicza nie doszło do żadnego ataku na oskarżonego, a to oni byli atakowani i "przestawiani, jak pionki". Podkreślał przy tym, że Beka B. jest doświadczonym judoką, który celowo wciągnął chłopców w ciemną uliczkę, by tam spełnić swój zamiar zabójstwa.
Linię obrony Beki B. nazywał kilkukrotnie "kłamliwą i haniebną", domagał się także jak najsurowszej kary dla oskarżonego, nie wyłączając możliwości wymierzenia "dożywocia". Podczas wystąpienia obrony, gdy adwokat mówił o tym, że grupa z Jedlicza była agresywna, ojciec poszkodowanego przerywał wypowiedź i krzyczał, by nie obrażać jego syna.
Oskarżenie podkreślało, że Beka B. uciekł, nie udzielając pomocy swoim ofiarom, ukrywał się przed Policją i wyrzucił nóż, który był narzędziem zbrodni, a którego do tej pory nie znaleziono.
Obrona
Zdaniem obrony to grupa z Jedlicza była agresywna i zaczepiała Gruzinów. Obrońca oskarżonego sprzeciwił się używanemu przez oskarżenie językowi. Podkreślił, że Beka też jest bardzo młodym człowiekiem (urodzony w 1988 roku), a po drugiej stronie było kilku dorosłych mężczyzn. Zdaniem obrony Gruzini byli zaczepiani, a grupa z Jedlicza błędnie wzięła ich za Rosjan. Podkreślano zeznania wskazujące, że pogardliwie nazywano grupę Gruzinów "Ruskimi". Obrońca przekonywał, że otwartość grupy jedlickiej na osoby innych ras i narodowości nie ma tu znaczenia, bo atak nastąpił na tle narodowo-politycznym. W tym czasie Rosja i Rosjanie mieli w Polsce bardzo złą prasę i byli niemile widziani w związku z wojną na Ukrainie.
Obrońcy powoływali się na świadków, którzy nie należeli do żadnej z grup, a jednak wskazywali, że to mieszkańcy Jedlicza byli stroną agresywną. Nie pominięto też nagrań z monitoringu. Obrońca wskazując na czas, w którym powstały nagrania wewnątrz i na zewnątrz lokalu przekonywał, że wersja wydarzeń podana przez grupę z Jedlicza jest nieprawdziwa.
Argumentował, że wydarzenia musiały następować bardzo szybko i bardzo dynamicznie, bo od chwili gdy Gruzini zaczęli schodzić z górnej sali lokalu, do chwili, gdy widać jak Bekę B. goni kilka osób upływa zaledwie nieco ponad 2 minuty. Tym samym zdaniem obrony Gruzini nie mieli czasu, żeby odjechać z parkingu. Obrona przestawiała wersję, według której mieszkańcy Jedlicza dążyli do walki z Gruzinami, a Beka B. działał w obronie własnej. Przyczyną konfliktu według obrony były zatem zaczepki ze strony mieszkańców Jedlicza, którzy nie zamierzali ustąpić, tylko chcieli "wyrównać rachunki" i "walczyć z ruskimi".
Obrońcy przekonywali, że miejsce, w którym doszło do krytycznych ciosów wcale nie było "ciemną uliczką", poza widokiem osób postronnych. Na dowód przytaczali zeznania przypadkowych świadków zdarzenia, którzy widzieli szamotaninę i upadek Artura S.
Obrona podważała też inne elementy wersji oskarżenia, np. wskazując, że po pierwszej konfliktowej sytuacji "z zapalniczką" przy wejściu do lokalu, członkowie grupy z Jedlicza niemal natychmiast weszli za Gruzinami do górnej sali. Według obrony jedliczanie nadal zaczepiali Gruzinów, a zdarzenia były ze sobą powiązane, podczas, gdy według oskarżenia weszli oni na górę bez związku z sytuacją "z zapalniczką", którą mieli puścić w niepamięć. Obrońca Beki B. twierdził, że nagranie z monitoringu przeczy wersji przedstawianej przez oskarżenie.
Zdaniem obrony Beka B. był strona broniącą się, a jedliczanie atakowali, o czym ma przekonywać obiektywny materiał dowodowy.
Sam Beka B. do końca utrzymywał, że działa wyłącznie w obronie swojej, przyjaciela, kobiet i dzieci. Odciągnięcie grupy z Jedlicza uważa nie za zachętę do bójki, a za działanie obronne, które miało na celu odsunięcie zagrożenia od kobiet i dzieci.
Beka B. przebywa w Polsce od kilku lat i nadal słabo mówi po polsku. Do sądu zwracał się jednak w naszym języku, bez pośrednictwa tłumacza. Przed wydaniem wyroku mówił, że nie ma dnia, w którym nie rozpamiętuje tragicznych wydarzeń tamtej nocy. Prosił sąd o sprawiedliwy wyrok, zaznaczając, że tylko się bronił.
Powiedział, że nie ma pretensji do rodziny poszkodowanego - Was tam nie było, wiecie tyko z opowieści, że "Gruzin zły, Gruzin terrorist, kiiller", tak Wam opowiedzieli. Ja rozumiem to, że jest im ciężko - mówił do rodziny. Podkreślał też, że ani prokurator, ani adwokaci nie byli tam i nie wiedzą jak było naprawdę. Stwierdził, że młodzi ludzie, którzy byli tej nocy w Bukowinie Tatrzańskiej wiedzą co się stało, ale kłamią, bo wiedzą, że są winni.
Podkreślał też, że agresywni Polacy byli bardzo pijani i nawet mogą nie pamiętać dlaczego tak się zachowywali. Powiedział, że świadkowie i nagrania dowodzą, że on i jego rodzina nie byli agresywni, że nie chciał żadnych awantur, ani bójki, a to Polacy na niego napadli. - Teraz są kulturalni, elegancko ubrani, pięknie mówią. Nie jestem mordercą, to był wynik ich zachowania, ich agresji - mówił prosząc o sprawiedliwy wyrok. Tłumaczył też, że po całym zajściu był zdezorientowany i w szoku, dlatego wrócił do domu.
Wyrok
Sąd Okręgowy w Krośnie uznał Bekę B. winnego zarzucanych mu czynów. Wymierzył karę zgodną z żądaniem prokuratora: 15 lat za zabójstwo mieszkańca Jedlicza i 8 lat za usiłowanie zabójstwa jego kolegi. Łącznie Beka B. ma spędzić w więzieniu 15 lat. Zasądzono też nawiązki na rzecz oskarżycieli posiłkowych w wysokości od 60 tysięcy do 80 tysięcy złotych.
Ustalenia sądu
Sąd uznał, że stan faktyczny na pewno różnił się od obu wersji przedstawianych przez strony. Sędzia podkreślił, że opisy wydarzeń są zupełnie inne. Zdaniem sądu obie strony starają się wybielać własne zachowanie, a całą winę zrzucają na druga grupę. Obie wersje uznano za niewiarygodne. Zdaniem sądu doszło między innymi do incydentów, gdy Gruzini wychodzili z lokalu. Nie chodziło tylko o słowną utarczkę.
W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Jarosław Krysa uznał za wiarygodne relacje o uniesieniu przez jednego z Polaków kufla, jak do zadania uderzenia czy do podniesienia noża z zastawy stołowej. W późniejszej części uzasadnienia sędzia mówił, że jedną z przyczyn konfliktu między grupami było błędne zidentyfikowanie Gruzinów jako Rosjan przez grupę z Jedlicza. Powiedział też, że gdyby nie ta pomyłka, to mogłaby powstać między grupami chęć wspólnego biesiadowania.
Sąd przychylił się równocześnie do stanowiska oskarżenia, że Beka B. dobrowolnie wyszedł do starcia, nie musiał wysiadać z samochodu, który według sądu był otoczony, ale nie był obiektem ataku. - To wyjście z pojazdu odbyło się w istocie dobrowolnie. Oskarżony był wzburzony, ale nie musiał w trosce o zdrowie i życie wywoływać tego zajścia - mówił Krysa. Następnie Sędzia potwierdził wersję oskarżenia, że Beka B. odciągał jedliczan w miejsce ustronne i zacienione. Sędzia podkreślał, że gdy ktoś dobrowolnie bierze udział w starciu, to nie może korzystać z przywileju obrony koniecznej.
Sąd wyraził też przekonanie, że Beka B. zadał ciosy własnym nożem, bo obrażeń na pewno nie zadano nożem pochodzącym z restauracji, a nic nie wskazuje, by jedliczanie mieli mieć jakikolwiek inny nóż. Sąd podkreślił, że Beka B. nie odstraszał jedliczan nożem, nie pokazywał im go, tylko podstępnie nim zaatakował bez uprzedzenia.
Sędzia dodał, że zachowanie Beki B, który pozbył się noża było przemyślane. Gruzin miał czas na przygotowanie swojej wersji o wyrwanym nożu.
Sędzia Krysa mówił też o charakterystycznych cechach Gruzinów, którzy wysoko cenią swój honor i bardzo wybuchowo reagują na sytuacje, które my możemy uznawać za błahe. - Inaczej na pewne sytuacje reagują, inaczej się zachowują - powiedział opisując mentalność Gruzinów. Dodał, że dla Gruzinów honor jest wszystkim, a urażenie dumy Gruzina może wywołać niezrozumiały dla nas, Polaków, atak szału.
Reakcje
Beka B. opuścił głowę i krył twarz rękami, gdy usłyszał wyrok. Żona Gruzina wyszła z sali już w czasie gdy sąd uzasadniał decyzję.
Prokurator prawdopodobnie nie będzie wnosił apelacji. Ocena sądu różniła się od oceny prokuratora tylko tym, że według prokuratora Beka B. działał z zamiarem bezpośrednim odebrania życia, a według sądu działał z zamiarem ewentualnym. Nie dążył on zdaniem sądu do odebrania życia, ale miał świadomość i liczył się z tym, że jego ciosy prawdopodobnie doprowadzą do śmierci człowieka.
Oskarżyciele posiłkowi oraz znajomi poszkodowanych opuścili szybko budynek sądu. Nie wiemy, jak odnoszą się do ustaleń Sądu, według których grupa z Jedlicza także była agresywna.
Adwokaci zapowiadają apelację. Twierdzą, że ustalenia sądu w dużej mierze są zgodne z przyjętą linią obrony. Sąd uznał, że grupa Polaków była agresywna i sama dążyła do starcia z Gruzinem, zatem wyrok dla Beki B. jest według obrońców zaskakująco surowy. Podtrzymują opinię, że czyn powinien być zakwalifikowany jako obrona konieczna lub przekroczenie granic obrony koniecznej.
Adwokatów zaskakuje też, że sąd pomimo uznania, że obie strony były agresywne i dążyły do starcia, nie uznał w konsekwencji zdarzenia za bójkę w rozumieniu Kodeksu Karnego. W przypadku bójki, której następstwem jest śmierć człowieka maksymalny wymiar kary to 10 lat pozbawienia wolności. Zdziwienie adwokatów wywołało też powołanie się sądu w ustnym uzasadnieniu wyroku na stereotypy dotyczące Gruzinów.
Wyrok nie jest prawomocny.
pd